wtorek, 29 listopada 2016

Będąc twórcą i tworzywem, czyli zbiorowy autoportret w galerii


Selfie z autoportretem tyleż łączy, co dzieli. Nie trzeba tego chyba zbyt zawile tłumaczyć, bo mam wrażenie, że wyczuwamy różnicę pomiędzy obydwoma zjawiskami. Już na poziomie słowa, selfie nie stało się oczywistym zamiennikiem autoportretu, choć zdarza się, że nim bywa. Selfie to szybkie, spontaniczne ciach. Z ręki, z patyka, z wydętymi ustami i półprzymkniętymi powiekami, choć nie jest to obowiązkowe, na tle czegoś lub z kimś obok. Cyfrowy zapis chwili, ulatujący z pamięci nośnika czasem szybciej niż sama chwila. Jedno i drugie łączy z pewnością palec opadający na przycisk zapisz, zatrzymaj, uchwyć, ale zdecydowanie odróżnia intencja, z jaką ten palec dotyka miejsca zapisu. W tym drugim przypadku moment zatrzymania obrazu jest tylko momentem końcowym procesu kreacji. Sumą namysłu, wypadkową emocji, konceptem. Bywa, że czas występowania tego łańcucha składowych autoportretu pokrywa się z liczbą sekund potrzebnych do odpowiedniego ustawienia dzióbka na tle rozgwieżdżonego nieba i kawałka zabytkowego muru, ale nie jest to dostateczny powód, by postawić tu znak równości. Jeśli niezbyt jasno oddałam różnice pomiędzy tymi dwiema formami fotograficznego przedstawienia siebie, to warto wybrać się do Małej Galerii Fotografii ZPAF przy ulicy Różanej na wystawę „Tacy jesteśmy”, tam klarownie zobaczymy ten rozdźwięk.
Ta wystawa jest z jednej strony prezentacją artystów Okręgu Kujawsko-Pomorskiego ZPAF, z drugiej zaś trochę zapisem czasu, ale też i krótką lekcją historii fotografii w jednym. Różnorodność, jaką tam oglądamy, można nazwać mini przeglądem fotograficznych form, najczęściej będących pochodną estetycznych upodobań autorów. A sprawił to fakt, że ekspozycję scala temat, a nie technika, czy forma właśnie. Tytułowe, jacy jesteśmy dziś, jak widzimy siebie, jak chcemy pokazać innym, powoduje, że artyści otwierają przed nami swoje mikroświaty. Wpuszczają widza nieco na drugą stronę, jednocześnie umowną migawką puszczając do nas oko. A to żartują z siebie trochę lub też chowają się, jak tylko mogą za nieostrości, rozmycia, smugi, krople, drzewa. Budują niezbędny autodystans, dużo mówiący o nich, twórcach. Czasem brzmi to trochę tak: jestem, a właściwie to nie ja jestem lub mnie tu wcale nie ma. Patrząc na akt z autorem w tle, mam wrażenie, że tak właśnie mówi do mnie Zbigniew Filipiak odbity i rozmazany w lustrze na planie dużo dalszym niż drugi. Ale i z tej odległości hipnotyzuje i zatrzymuje niedopowiedzeniem. Z kolei patrzący prosto nam w oczy Dariusz Gackowski ze swojego klasycznego, czarno-białego autoportretu niczego nie kamufluje, nie chowa, nie nadbudowuje nowych treści, patrzy prawdziwe i magnetycznie zarazem.
Bohater z filmowego klasyka Marka Piwowskiego przekonywał nas w filozoficznym wywodzie, że nie może być jednocześnie twórcą i tworzywem. A jakże, w końcu chodziło o wolność wyboru. Jednak kluczem do tego, aby oba te zjawiska mogły zaistnieć jednocześnie, jest umiejętność znalezienia odpowiedniego dystansu. Tę właściwą odległość i perspektywę spojrzenia na fotografowany obiekt znaleźli twórcy, których prace znalazły się na wystawie „Tacy jesteśmy”. Jeśli ktoś ma ochotę się o tym przekonać, to warto zajrzeć do galerii przy ulicy Różanej.

Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej"  29.11.2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz