czwartek, 8 grudnia 2016

Czy Toruń porusza literaturą? W ubiegłym tygodniu poruszał.


Czy Toruń może kojarzyć się komuś z literaturą? Cóż to za pytanie! Zaraz po oburzeniu powinnam usłyszeć, że z pewnością tak. Nasze piękne miasto, inspirujące każdą cegłą i każdym zaułkiem, do tego z tradycjami, oczywiście, że się kojarzy. Zaryzykuję jednak i podważę tę pewność i odpowiem, że niekoniecznie. Osoby patrzące na miasto z daleka zwykle wymieniają trzy kluczowe słowa w kontekście Torunia: radio, piernik, Kopernik. Kolejność poszczególnych wyrazów może być dowolna, nie ma to znaczenia i tak w żadnym z nich nie kryje się bezpośredni związek z literaturą. Pośredni i nieco dalszy niewykluczone, że byśmy znaleźli, ale nie w tym rzecz. Nie mówię również o subtelnym doszukiwaniu się śladów znanych pisarzy, którzy w przeszłości przejechali przez miasto lub się w nim na chwilę zatrzymali, nie. Chodzi o to, czy potrafimy bez namysłu wymienić pisarza związanego z Toruniem? Czy choćby książkę osadzoną tak silnie w mieście, że można o niej mówić toruńska? Nie sugeruję tu, że pisarzy i takich książek nie ma. Przeciwnie. Są, tylko mam wrażenie, że umykają gdzieś, gdy miasto chwali się swoimi twórcami. A szkoda. Choć w tym momencie, ktoś może mi zarzucić niedorzeczność. Przecież katarzynkę w Alei Piernikowej Janusz Leon Wiśniewski posiada, świat go zna, bo książki pisze. Uwieczniony podpis pisarza zasłużonego zatem mamy, ale czy faktycznie on taki toruński?
Kolejne kampanie promujące Toruń obrazują, czasem ku zdumieniu samych mieszkańców, czego to areną nasze miasto jest. Odrzucając te chwilowe skojarzenia przyklejone na potrzeby konkretnych imprez, można zauważyć, że budowanie wizerunku rozpostarte jest pomiędzy szeroko pojętym sportem a kulturą. Aktualnie zamyka się to w haśle „Toruń porusza”, czyli punktem wyjścia jest odwołanie się do kopernikańskiego „ruszył...” i dalej podąża w kierunku inspiracji oraz fascynacji. A czym porusza, to symbolicznie widzimy na głowie anielicy z promocyjnego plakatu. Historią, gotykiem, teatrem, komedią, muzyką, filmem. Literatura nijak się tam nie pojawia. Naturalnie można by doszukać się i tego wątku, twórczo interpretując znaki, ale jednoznacznie symbolu książki, czy pisarza tam nie ma. Ktoś mógłby to odczytać, że w mieście uniwersyteckim brakuje literackiego klimatu lub takich  imprez, a przecież tak nie jest. Wydarzeń związanych z literaturą kilka w ciągu roku znajdziemy. Tylko może miasto nie widzi w tym potencjału? Skoro 63 procent społeczeństwa nie czyta, to po co skupiać się na dziedzinie, która wydaje się niszowa? Ten fakt uświadomił mi symbolicznie wspomniany plakat promujący miasto i bardzo chciałam, by to przekonanie, rozwiała dyskusja na Toruńskim Festiwalu Książki o toruńskiej literaturze. I tak się poniekąd stało. Pomysł organizatorów, by zaprosić autorów związanych z miastem i mówić o literaturze tworzonej w Toruniu uważam za trafiony. Sam fakt, że w jednym miejscu siadają przy stole pisarze toruńscy, wydaje się znaczący. Chociaż rozmowę zdominowała opowieść o tym,  jak to się dzieje, że miasto staje się tłem lub bohaterem powieści, to myślę, że ten panel może być początkiem szerszej dyskusji. Dyskusji o tym, co zrobić, by Toruń zaczął się kojarzyć choć trochę z literaturą.

Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej"  06.12.2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz