poniedziałek, 27 czerwca 2016

Toruńska Hedda Gabler, idealna bohaterka dla tabloidów


„Hedda Gabler (29 l.) będąc w ciąży strzela sobie w głowę.” Podpis na plakacie brzmi niczym tytuł z tabloidu, do tego zilustrowany pośmiertnym zdjęciem twarzy pięknej kobiety, zupełnie nienaruszonej kulą pistoletu. Intrygujące? Na tyle, by zainteresować się, dlaczego strzeliła sobie w głowę, owszem. Informację, że główna bohaterka popełniła samobójstwo, słyszymy z offu, zanim zaczynie się spektakl, zaraz po standardowym komunikacie o konieczności wyłączenia telefonów komórkowych. Zatem, skoro już na wstępnie poznajemy tragiczny finał, znaczy to tyle, że przez ten fatalny pryzmat będziemy oglądać wycinek z życia bohaterki, który wskaże nam przyczyny jej śmierci i da odpowiedź na pytanie, dlaczego młoda, ładna, wydaje się, że niegłupia, zamożna mężatka, do tego w ciąży, strzela sobie w głowę. Co może zabić taką kobietę? Albo rozszerzając nieco pytanie, to co dziś uśmierca, pozbawia życia kobiety, w przenośni i w sensie dosłownym? Chyba jednak nie nuda, jak zdałoby się wnioskować z filmu, który zaczyna spektakl i szczerze mówiąc, mógłby z powodzeniem dopełnić go do końca, niczym zabawa z telewizyjną formą teatru zaprezentowana widzom na kameralnej scenie. Czyli jeśli nie nuda, to co zabija? Na scenie mamy cztery kobiety. Jest zakompleksiona pomoc domowa, nieco zastraszona i upokarzana przez pracodawców uległa dziewczyna z niską samooceną. Jest kobieta bluszcz, przyjaciółka rodziny, owijająca się na kolejnym mężczyźnie, poświęcając każdemu swój talent i czas. Jest ciotka w typie Matki-Polki zatracająca się bez reszty w opiekę, gotowa zamęczyć siebie i innych swoją troskliwością i oddaniem. Każda z nich wydaje się trochę podporządkowana, trochę wbita w rolę w relacjach z innymi, ale też i pogodzona z tym. Jest i Hedda, piękna, seksowna, nieco wyrachowana i bezwzględna, ale przede wszystkim, jako jedyna niezależna. Ale czy faktycznie taka jest tytułowa bohaterka? „Hedda Gabler, ostrze z nieba, kruche jak zmrożona krew” śpiewają o niej, niczym o celebrytce, czy ikonie popkultury. To jaka ona w końcu jest? Choć w pierwszej odsłonie wydaje się silna, sama o sobie stanowiąca, może trochę znudzona, to po chwili okazuje się, że jest bardzo rozchwianą pomiędzy pozami wyrachowanej manipulantki a histerycznej buntowniczki, niedojrzałą dziewczyną. W finale widać postać miotaną przez strach, może samotność, ale przede wszystkim pustkę, której nie da się już zasypać bezpieczeństwem finansowym, wysoką pozycją społeczną męża, czy seksem. Ale czy to ostatecznie zaważyło, że pociągnęła za spust pistoletu? Historia na scenie zdaje się być skrojona nieco na miarę tabloidu.
Reżyserka przed premierą w Teatrze Horzycy mówiła, że jej spektakl ma być głosem w dyskusji o współczesnych kobietach, tych zaszczutych, ale też tych manipulujących. O ich potrzebach, namiętnościach i o wolności. Czy faktycznie jest? Niewątpliwie mógłby być i to nawet ważnym, ale nie do końca jestem pewna, czy takim głosem jest. Zastanawiam się, czy nie sprowadza się on do banalnego napisu wymazanego na ścianie podczas spektaklu: „jesteśmy głupie”. To stwierdzenie o kobietach może być tyleż prawdziwe, co wątpliwe. Zatem nadużyciem wydaje mi się tu liczba mnoga.

Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 28.06.2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz