To, że wszystko można przerobić na
książkę, w sensie literackim, wiadomo nie od dziś. Choć niektórzy pamiętają
jeszcze czasy, kiedy to odwrotnie, książki przerabiano na papier toaletowy i to
w sensie dosłownym, kilogramami. Ale że samo pudełko kakao stanie się
„literackim” bohaterem tygodnia, to jeszcze kilka dni temu trochę trudno było
sobie wyobrazić. A jednak. Pewne kakao o włosko brzmiącej nazwie stało się
hitem mediów społecznościowych ubiegłego tygodnia. W pierwszej chwili, gdy
zobaczyłam pudełko znanego produktu z dopiskiem: „zna ktoś może więcej książek
tego autora”, trudno było mi powstrzymać śmiech, to w tym przypadku samo narzucająca
się reakcja. Taka niedorzeczność, że bardziej najpierw śmieszy, niż dziwi. Do
tego błyskawicznie zaczęły pojawiać się rozmaite graficzne przetworzenia
kakaowego motywu, od klasycznej okładki książki „Najwyższa jakość” do wersji
kieszonkowych, wydań twardych i serii. Najbardziej zabawne i zdumiewające
zarazem, było to, że ta nowość „literacka”, zyskała momentalnie wysoką pozycję
na prawdziwych portalach książkowych, doczekawszy się fikcyjnych streszczeń i
recenzji. Patrząc na to z boku, trudno nie dostrzec wzorcowo przeprowadzonej
kampanii wirusowej. Dla niewtajemniczonych, marketing wirusowy, to takie
działanie, w którym użytkownicy sami sobie przesyłają treści związane z firmą, zwykle
sprowokowani zabawnym filmikiem, zupełnie nie dostrzegając, że biorą udział w reklamowym
przedsięwzięciu. Czy faktycznie za tą akcją stał producent kakao, czy też
wydarzyła się ona zupełnie spontanicznie, pewnie się nie dowiemy. Ale szczerze
mówiąc, nie przypominam sobie, by ktoś w ostatnim czasie wymyślił równie
zwariowaną, co popularną, około czytelniczą akcję, może w tym szaleństwie jest
metoda.
W najbliższą niedzielę w Getyndze
zostanie wręczona Nagroda Miast Partnerskich Torunia i Getyngi im. Samuela
Bogumiła Lindego, w tym roku jej laureatami zostali niemiecki poeta, tłumacz i
krytyk literacki Jan Wagner oraz polski poeta, eseista, tłumacz Kazimierz
Brakoniecki. Szkoda, że aktualnie o jej istnieniu przypomina sobie wąski krąg
zainteresowanych, gdy laureaci nie mają dość medialnych nazwisk, by pociągnąć
za sobą szum i rozgłos. A przecież ta nagroda ma w sobie wciąż ogromny
potencjał promocyjny, który może nieść korzyść zarówno autorom i literaturze,
jak też naszemu miastu. To nie jest byle jaka nagroda literacka.
Dwudziestoletni dorobek i lista zacnych laureatów, to jedno. A jej wyjątkowy,
międzynarodowy charakter oraz prekursorstwo w kulturalnym dialogu, to drugie i
to jest unikatowe. Co zatem zrobić, by świat lub chociaż kraj o niej szerzej mówił?
Dziś w pierwszym odruchu sięga się po media społecznościowe i niekoniecznie od
razu trzeba ją tam popularyzować za pomocą nieoczywistego żartu. Choć w sumie
czemu nie? Na początek można trochę też ożywić formułę, choćby organizując
podczas jesiennego Festiwalu Książki akcję, w której to mieszkańcy zgłaszaliby swoich
kandydatów do przyszłorocznej nagrody. Regulamin dopuszcza taką ewentualność.
Myślę, że pomysłów, jak promować, pojawi się dużo więcej. Skoro kakao mogło
stać się „literackim” hitem w kilkanaście godzin, to co dopiero nagroda z
dwudziestoletnim dorobkiem.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 14.06.2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz