środa, 15 czerwca 2016

Kakao-książka produktem pierwszej potrzeby? Tylko czy literatura za tym nadąży.

To, że wszystko można przerobić na książkę, w sensie literackim, wiadomo nie od dziś. Choć niektórzy pamiętają jeszcze czasy, kiedy to odwrotnie, książki przerabiano na papier toaletowy i to w sensie dosłownym, kilogramami. Ale że samo pudełko kakao stanie się „literackim” bohaterem tygodnia, to jeszcze kilka dni temu trochę trudno było sobie wyobrazić. A jednak. Pewne kakao o włosko brzmiącej nazwie stało się hitem mediów społecznościowych ubiegłego tygodnia. W pierwszej chwili, gdy zobaczyłam pudełko znanego produktu z dopiskiem: „zna ktoś może więcej książek tego autora”, trudno było mi powstrzymać śmiech, to w tym przypadku samo narzucająca się reakcja. Taka niedorzeczność, że bardziej najpierw śmieszy, niż dziwi. Do tego błyskawicznie zaczęły pojawiać się rozmaite graficzne przetworzenia kakaowego motywu, od klasycznej okładki książki „Najwyższa jakość” do wersji kieszonkowych, wydań twardych i serii. Najbardziej zabawne i zdumiewające zarazem, było to, że ta nowość „literacka”, zyskała momentalnie wysoką pozycję na prawdziwych portalach książkowych, doczekawszy się fikcyjnych streszczeń i recenzji. Patrząc na to z boku, trudno nie dostrzec wzorcowo przeprowadzonej kampanii wirusowej. Dla niewtajemniczonych, marketing wirusowy, to takie działanie, w którym użytkownicy sami sobie przesyłają treści związane z firmą, zwykle sprowokowani zabawnym filmikiem, zupełnie nie dostrzegając, że biorą udział w reklamowym przedsięwzięciu. Czy faktycznie za tą akcją stał producent kakao, czy też wydarzyła się ona zupełnie spontanicznie, pewnie się nie dowiemy. Ale szczerze mówiąc, nie przypominam sobie, by ktoś w ostatnim czasie wymyślił równie zwariowaną, co popularną, około czytelniczą akcję, może w tym szaleństwie jest metoda.
W najbliższą niedzielę w Getyndze zostanie wręczona Nagroda Miast Partnerskich Torunia i Getyngi im. Samuela Bogumiła Lindego, w tym roku jej laureatami zostali niemiecki poeta, tłumacz i krytyk literacki Jan Wagner oraz polski poeta, eseista, tłumacz Kazimierz Brakoniecki. Szkoda, że aktualnie o jej istnieniu przypomina sobie wąski krąg zainteresowanych, gdy laureaci nie mają dość medialnych nazwisk, by pociągnąć za sobą szum i rozgłos. A przecież ta nagroda ma w sobie wciąż ogromny potencjał promocyjny, który może nieść korzyść zarówno autorom i literaturze, jak też naszemu miastu. To nie jest byle jaka nagroda literacka. Dwudziestoletni dorobek i lista zacnych laureatów, to jedno. A jej wyjątkowy, międzynarodowy charakter oraz prekursorstwo w kulturalnym dialogu, to drugie i to jest unikatowe. Co zatem zrobić, by świat lub chociaż kraj o niej szerzej mówił? Dziś w pierwszym odruchu sięga się po media społecznościowe i niekoniecznie od razu trzeba ją tam popularyzować za pomocą nieoczywistego żartu. Choć w sumie czemu nie? Na początek można trochę też ożywić formułę, choćby organizując podczas jesiennego Festiwalu Książki akcję, w której to mieszkańcy zgłaszaliby swoich kandydatów do przyszłorocznej nagrody. Regulamin dopuszcza taką ewentualność. Myślę, że pomysłów, jak promować, pojawi się dużo więcej. Skoro kakao mogło stać się „literackim” hitem w kilkanaście godzin, to co dopiero nagroda z dwudziestoletnim dorobkiem.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 14.06.2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz