wtorek, 5 lipca 2016

Fajerwerki coraz bardziej powszednie niż świąteczne


Pierwszy strzał połączony z ogromnym hukiem padł w ubiegły piątek kilka sekund przed godziną 23:15. I od razu był celny, wyrwał ze snu tych, którzy zdążyli już zasnąć i to nie tylko w dzielnicy Staromiejskiej. Choć to na Starym Mieście drżące budynki mogły zwiastować, że dzieje się coś niepokojącego. Przy drugim i trzecim wystrzale było już wiadomo, to nie jakieś niebezpieczne zdarzenie, ale tylko fajerwerki. Odruchowo zerknęłam na zegarek z niedowierzaniem, że urzędnicy wydali pozwolenie na użycie materiałów pirotechnicznych w nocy. Poza Sylwestrem i Nowym Rokiem, by móc zafundować sobie wystrzałowe pokazy, trzeba mieć stosowne zezwolenie wydawane przez Urząd Miasta. Zaczęłam szybko szukać w pamięci, czy czasem nie umknęło mi jakieś miejskie, nocne wydarzenie godne wzbogacenia fajerwerkami, bo to faktycznie tłumaczyłoby tak późną porę wybuchów. Nie mogłam sobie nic przypomnieć. Powtórka ze strzelania odbyła się w sobotę, tym razem kilka minut po godzinie 22:00, jak co weekend od kilku tygodni, zresztą. Co to zatem za strzelanie po nocach i co z tym mogą zrobić budzeni mieszkańcy? Jak później doczytałam, urzędniczka moderująca grupę dyskusyjną „Mój@ Starówka”, doradzała, by w takiej sytuacji zgłosić zakłócenie ciszy nocnej do Straży Miejskiej. Faktycznie, jakie to proste, nie pomyślałabym. Już oczami wyobraźni widziałam wyskakujących w piżamach na ulicę mieszkańców w poszukiwaniu miejsca, z którego dochodzą wystrzały, by co rychlej zgłosić je Strażnikom Miejskim. A tak na poważnie, czy faktycznie taki nocny huk słyszany w kilku dzielnicach trzeba jeszcze dodatkowo zgłaszać Straży Miejskiej, patrole tego nie odnotowują?
Jedna z obudzonych mieszkanek napisała o tym zdarzeniu na forum grupy „Moj@ Starówka”. Z dwóch krótkich zdań okraszonych wielokrotnymi wykrzyknikami nietrudno było wyczytać irytację, ale też i bezsilność wobec powtarzającego się regularnie przerywania ciszy nocnej, nie tylko w jednej dzielnicy, dość znacznym poziomem decybeli. Do jej wpisu dołączyli inni, również nie kryjąc wzburzenia, ale przede wszystkim, po raz kolejny, sygnalizując problem urzędnikom z BTCM. Liczyli na pomoc, ale i na dyskusję wokół powtarzającego się tematu. Niestety, poza wskazówką, którą przytoczyłam powyżej, mogli przeczytać jeszcze, skracając nieco całość wypowiedzi do jednego słowa, że po prostu narzekają. Niestety.
Nie mam nic do fajerwerków, wręcz przeciwnie bardzo lubię oglądać widowiska pirotechniczne, w żadnym wypadku też nie chciałabym odbierać młodym parom możliwości podkreślenia wyjątkowej dla nich uroczystości ślubnej spektakularnym pokazem świetlnym, absolutnie nie. Ale trudno mi jednak zaakceptować powtarzające się regularnie w ostatnim czasie zakłócanie ciszy nocnej niespodziewanymi wybuchami. Czy da się to zatem jakoś pogodzić? A gdyby tak, odpowiedzialni za wybuchy trzymali się tych minut przed, a nie po godzinie 22:00, do tego, gdyby informacja o strzelaniu, z wydziału, który wydaje w tej sprawie decyzję, szła do BTCM, a stamtąd do informacji publicznej, to myślę, że byłby to jakiś kompromis. Przy okazji BTCM mogłoby się pochwalić sukcesem, jako koordynator, który godzi interesy. Na tym chyba polega rola tego biura, nieprawdaż?
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej"  05.07.2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz