„Pan Lampa” Maliny Prześlugi to
opowieść nie tylko o oświeconym starszym panu, który świeci i to dosłownie, ale
przede wszystkim o tym, że nawet największy odmieniec pełen dziwactw, ma w
sobie tyleż ciemnego, co i jasnego. Potrzeba tylko kogoś, kto by dostrzegł w
nim te iskierki i zwyczajnie zaakceptował całość. Taką rolę pełni Pan Lampa,
który niczym rodzinę przygarnia całą galerię osobliwości pod swój dach. W Domczysku,
które dzieli razem z Piesą, postacią też przedziwną, bo to ni pies, ni kobieta,
ale z pewnością wierna przyjaciółka, pojawiają się Pani Straszyńska, Państwo
Bałagańscy, Pan Dosłowny, Babcia Drapcia, Wściekłak, każdy ze swoim natręctwem
i swoją historią. Reżyserka Punch Mama, oddzielając sekwencje poszczególnych
scen sugestywną muzyką i multimediami, przemyca do toruńskiego przedstawienia trochę
ducha z „Rodziny Addamsów”, jakby puszczając oko do widzów, może to i dom
dziwny, może i straszny, ale ogromnie przesympatyczny. Nikt tam nikogo nie
krytykuje, nie moralizuje, nie próbuje zmieniać, co wcale nie znaczy, że w Domczysku
nie ma zasad. Razem z Panią Starszyńską pojawiają się strachy i lęki, ze
Wściekłakiem złość, z Bałagańskimi bałagan i brud, a z Panem Dosłownym zabawna
i męcząca dosłowność. Każda przypadłość zostaje tu oświetlona, przyjęta, przytulona,
zaakceptowana. I gdy wydaje się, że wszystko układa się harmonijnie, jak w
kolorowym pudełeczku, przychodzi Ciemność. Nie, by kogoś straszyć, ona jest
nieodłącznym elementem naszego istnienia. Czy jest w stanie zgasić światło,
jeśli w kochanej istocie ono faktycznie już zaczyna przygasać? Pan Lampa ze
spokojnym uśmiechem oswaja i ten strach.
W Panu Lampie Jacka Pysiaka
trudno dostrzec staruszka, to postać bardziej serdecznego, ciepłego pana, który
zatrzymał się w czasie i ma w sobie tyleż młodzieńczego entuzjazmu co dojrzałej
mądrości. Wydaje się, że jest taką osobą, której przemijanie nie dotyczy. Nie
przez przypadek pojawia się w sztuce też władczyni dnia, Słońce i stróż nocy,
Księżyc. Skoro Pan Lampa macza palce w ich nieustannej pogoni, wyznaczającej
rytm przyrodzie, można ulec złudzeniu, że i on jako część tego perpetuum mobile
będzie trwać wiecznie. I Piesa w to wierzy. Pan Lampa nie może przecież kiedyś
tak sobie zgasnąć. A co z Domczyskiem, z całym tym światem? On też wtedy
zgaśnie, odjedzie?
W tym na poły baśniowym świecie
znajdujemy prostą receptę na dobre, codzienne życie. W którym lepiej karmić się
budyniem niż złością i akceptować stające nagle na głowie babcie niż pukać się
w czoło. Bo tyleż w innych natręctw, ekscentryczności i lęków, co w nas samych.
Z tym największym lękiem na czele, tym o przemijaniu. Nie tyle naszym, ile
naszych najbliższych, którzy gasną i zostawiają nas pozornie w ciemności. Pozornie,
bo światło takiej postaci jak Pan Lampa nigdy nie gaśnie.
„Pan Lampa” w Baju Pomorskim to
spektakl nie tylko dla małych dzieci, ale również i dla dużych dorosłych.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 02.10.2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz