czwartek, 4 października 2018

„Pan Lampa” na otwarcie sezonu w Baju Pomorskim


„Pan Lampa” Maliny Prześlugi to opowieść nie tylko o oświeconym starszym panu, który świeci i to dosłownie, ale przede wszystkim o tym, że nawet największy odmieniec pełen dziwactw, ma w sobie tyleż ciemnego, co i jasnego. Potrzeba tylko kogoś, kto by dostrzegł w nim te iskierki i zwyczajnie zaakceptował całość. Taką rolę pełni Pan Lampa, który niczym rodzinę przygarnia całą galerię osobliwości pod swój dach. W Domczysku, które dzieli razem z Piesą, postacią też przedziwną, bo to ni pies, ni kobieta, ale z pewnością wierna przyjaciółka, pojawiają się Pani Straszyńska, Państwo Bałagańscy, Pan Dosłowny, Babcia Drapcia, Wściekłak, każdy ze swoim natręctwem i swoją historią. Reżyserka Punch Mama, oddzielając sekwencje poszczególnych scen sugestywną muzyką i multimediami, przemyca do toruńskiego przedstawienia trochę ducha z „Rodziny Addamsów”, jakby puszczając oko do widzów, może to i dom dziwny, może i straszny, ale ogromnie przesympatyczny. Nikt tam nikogo nie krytykuje, nie moralizuje, nie próbuje zmieniać, co wcale nie znaczy, że w Domczysku nie ma zasad. Razem z Panią Starszyńską pojawiają się strachy i lęki, ze Wściekłakiem złość, z Bałagańskimi bałagan i brud, a z Panem Dosłownym zabawna i męcząca dosłowność. Każda przypadłość zostaje tu oświetlona, przyjęta, przytulona, zaakceptowana. I gdy wydaje się, że wszystko układa się harmonijnie, jak w kolorowym pudełeczku, przychodzi Ciemność. Nie, by kogoś straszyć, ona jest nieodłącznym elementem naszego istnienia. Czy jest w stanie zgasić światło, jeśli w kochanej istocie ono faktycznie już zaczyna przygasać? Pan Lampa ze spokojnym uśmiechem oswaja i ten strach.
W Panu Lampie Jacka Pysiaka trudno dostrzec staruszka, to postać bardziej serdecznego, ciepłego pana, który zatrzymał się w czasie i ma w sobie tyleż młodzieńczego entuzjazmu co dojrzałej mądrości. Wydaje się, że jest taką osobą, której przemijanie nie dotyczy. Nie przez przypadek pojawia się w sztuce też władczyni dnia, Słońce i stróż nocy, Księżyc. Skoro Pan Lampa macza palce w ich nieustannej pogoni, wyznaczającej rytm przyrodzie, można ulec złudzeniu, że i on jako część tego perpetuum mobile będzie trwać wiecznie. I Piesa w to wierzy. Pan Lampa nie może przecież kiedyś tak sobie zgasnąć. A co z Domczyskiem, z całym tym światem? On też wtedy zgaśnie, odjedzie?
W tym na poły baśniowym świecie znajdujemy prostą receptę na dobre, codzienne życie. W którym lepiej karmić się budyniem niż złością i akceptować stające nagle na głowie babcie niż pukać się w czoło. Bo tyleż w innych natręctw, ekscentryczności i lęków, co w nas samych. Z tym największym lękiem na czele, tym o przemijaniu. Nie tyle naszym, ile naszych najbliższych, którzy gasną i zostawiają nas pozornie w ciemności. Pozornie, bo światło takiej postaci jak Pan Lampa nigdy nie gaśnie.
„Pan Lampa” w Baju Pomorskim to spektakl nie tylko dla małych dzieci, ale również i dla dużych dorosłych.

Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej"  02.10.2018

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz