Marty Frej nie trzeba chyba
przedstawiać. A tych, którym nazwisko Frej niewiele mówi, zapewniam, że
widzieli jej artystyczne memy w internecie nie raz. Teraz w Wozowni można
oglądać prace artystki w znacznie większych formatach i to na żywo. Marta Frej
znana jest z tego, że komentuje bieżące wydarzenia i życie polityczne, jednak
ta wystawa poświęcona jest wyłącznie kobietom. Pełna humoru gorzkiego,
poruszającego i wywracającego. Zogniskowana wokół dostępności i interpretacji
ich praw, faktycznej pozycji w społeczeństwie, ale też prawdziwemu widzeniu
swojej roli. Sprowadzona symbolicznie do feminatywu, czyli „Żeńskiej końcówki”.
A z żeńskimi końcówkami wbrew pozorom wcale nie jest dziś tak łatwo. Z oporem
wchodzą do „słowobiegu”, wypełniając kobiecą energią tytuły i nazwy zawodów.
Oglądając rysunki na wystawie, może wydawać się, że to takie proste, a nawet
pozbawione wątpliwości, że mówimy kapitanka czy spadochroniarka. Bo niby
zgodnie z jednym z tekstów umieszczonych na tej wystawie: „Jako kobieta
powtarzam sobie, że mogę wszystko. Oprócz zapuszczenia wąsów…”, to jednak wcale
nie jest to takie oczywiste, że każda pani chirurg powie o sobie chirurżka.
Memy Frej oswajają z nowymi brzmieniami i są jak kropelki drążące skały
wyobrażeń. Znam kobiety, które ciągle mają opór, by o sobie mówić filozofka,
psycholożka czy socjolożka, choć nie brzmi to jakoś specjalnie niezwyczajnie.
Nigdy nie przyznają się do tego publicznie, ale mają poczucie, że ta żeńska
końcówka odbiera im nieco znaczenia i szereguje do tylnej ławki w zawodzie.
Przypomina mi się też historia, którą na jednym ze spotkań autorskich
przywoływała Sylwia Chutnik, opowiadając o sytuacji, gdy była inicjatorką
akcji, by o kobietach, które walczyły w Powstaniu Warszawskim, mówiono nie
żołnierze, ale żołnierki. Zdziwił ją stanowczy sprzeciw bohaterek. Dla nich
przeformułowanie na żeńską końcówkę ośmieszało, odzierało je z powagi. Tak to
odbierały. W ich pamięci żołnierka, to przed wojną była kobieta przy mężu, a
one w powstaniu były równe mężczyznom. Zmiany w języku to nie tylko dodanie
końcówki i korekta brzmienia, to transformacja myślenia. Dlatego żeńskiej
końcówce trzeba dać czas i przestrzeń do ewoluowania tak jak dzieje się to
teraz w Wozowni. I tak zastanawiam się, ile czasu minie, gdy o Elżbiecie
Zawackiej powiemy generałka? Bo dziś na pewno nie.
Poza pracami Marty Frej warto
obejrzeć też dwie wystawy, które aktualnie wiszą w Wozowni. Bryły szukające
punktu ciężkości, rozlewające się kształty i różowa kula w „Ciężarze rzeźby”
Beaty Szczepaniak oraz porywający walc z „Trędowatej”, który towarzyszy
melodramatowi zestawionemu z reklamową apoteozą słodyczy w „Z zewnątrz wszystko
wygląda trochę inaczej” Martyny Kielesińskiej, to może nieewidentna, ale wciąż
ta sama opowieść o kobiecie. Polecam.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 31.07.2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz