Co byśmy zrobili bez
Kopernika? Gdyby tak jakimś zrządzeniem losu i historii nie urodził się on w
naszym mieście, a tak na przykład w Krakowie czy na Śląsku i nie był już taki
nasz? Jakiegoż patrona szukałaby wtedy uczelnia, fabryka, sklepy czy hotele? Z
pewnością gotyk przetykany piernikami byłby wystarczającym magnesem dla
turystów, jednak trudno sobie wyobrazić, że Kopernika nie ma przy ratuszu. O
jedno muzeum byłoby też mniej. I o ile poprzednią wersję Muzeum Kopernika można
by jakoś przeboleć, to brak jego najnowszej odsłony byłaby faktycznie
nieodżałowany. Kto jeszcze nie widział, powinien koniecznie to nadrobić. Muzeum
po remoncie, w porównaniu z tym, co znaliśmy, spokojnie można określić przełomem
w duchu kopernikańskim. Zaskoczeń jest tam sporo. Rozgwieżdżone niebo w muzeum
astronoma, choć zachwyca, nie dziwi
zupełnie, ale nagłe przenosiny na grecką plażę czy płonąca podłoga zdecydowanie
oszołamia. Wystawa może robić wrażenie nieco eklektycznej, przetykana
multimediami, artefaktami i drobnymi rekonstrukcjami łączy wiele wątków i kilka
technik narracyjnych. Same losy Kopernika i jego rodziny są tylko jednym z motywów,
który prowadzi nas przez wyremontowane sale toruńskiego muzeum. Spora część
ekspozycji to opowieść o życiu w mieszczańskiej kamienicy i samym mieście w
czasach Hanzy, okraszona takimi smaczkami, jak średniowieczna latryna czy
wyłowione z morza beczki z gmerkami toruńskich kupców. W ekspozycję wpleciona
jest też historia rozwoju nauki wraz ze
starożytnymi i średniowiecznymi wyobrażeniami wszechświata, a także dzieje
odkryć geograficznych. Nie brakuje opus magnum, czyli motywu księgi, której
wydanie drukiem zburzyło nie tylko ówczesny porządek świata, ale i
najprawdopodobniej przyczyniło się do śmierci samego Kopernika.
Gdy w Muzeum Kopernika trwał
jeszcze remont, byłam we Fromborku. Przewodniczka, jak usłyszała, że po muzeum
oprowadza gości z Torunia, zaczęła boleć nad tym, że my nie potrafimy „dzielić”
się Kopernikiem, że w ogóle nie wspominamy o jego fromborskim czasie, jakby
całe życie był związany tylko z jednym miejscem, tym w którym się urodził. A
oni przecież mówią o naszym mieście i pierniki sprzedają. Zaprosiłam ją wtedy
do toruńskiego muzeum, gdy będzie już po remoncie, zapewniając trochę na wyrost,
że nowa odsłona nie pominie tego szczegółu, że dorosłe życie i aktywność astronomiczną
prowadził poza Toruniem. I faktycznie w nowej ekspozycji napomknięcie o tym
fakcie, że przebywał we Fromborku, na sam koniec znajdziemy. A że drobne? No
cóż, może faktycznie nie umiemy się „dzielić” Kopernikiem, bo co byśmy bez
niego zrobili?
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 21.08.2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz