Kilka lat temu badania naukowe dowiodły, że dziedziczymy po przodkach
nie tylko wygląd, ale i wspomnienia. Eksperyment potwierdził przypuszczenia,
które wcześniej były traktowane jako herezje. Podano myszom do wąchania wiśnie,
jednocześnie rażąc je prądem, zapach połączono z lękiem. Strach przed wonią
wiśni przeniósł się na potomstwo, które nie było już traktowane prądem. Na tej
podstawie zaczęto snuć wnioski, że dziedziczymy nie tylko kolor oczu czy kształt
paznokci, ale i reminiscencje doświadczeń. Co prawda w badaniach skupiono się
głównie nad przenoszeniem lęku, jednak efekt tego eksperymentu otworzył furtkę
do snucia hipotez, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że skoro możemy
dziedziczyć traumy, to może i upodobania. Na sięganiu w głęboką przeszłość
rodzinną, by lepiej zrozumieć siebie i swoje wybory życiowe, opierają się
niektóre terapie, postrzegane dotąd czasami jako niewinne hochsztaplerstwa, być
może za chwilę zaczną przeżywać renesans. Wiedzę o losie rodziców i dziadków
przeważnie mamy, czasem i pradziadków, ale dalej zwykle już nie. A co jeśli
dziedziczymy nie dwa czy trzy, ale osiem pokoleń wstecz? Czy wiemy, co robił
nasz antenat pod koniec osiemnastego wieku? Może dlatego coraz bardziej popularne
staje się szukanie rodzinnych korzeni, nie tylko z sentymentalnych pobudek, ale
i chęci zrozumienia, jaką drogą podążali przodkowie, ile z ich doświadczenia
jest dziś naszym udziałem.
Wydane niedawno przez Wydawnictwo UMK „Rodzinne drogi” Jerzego
Żenkiewicza wpisują się właśnie w ten nurt poszukiwań korzeni. Książka jest rezultatem
wieloletnich kwerend i badań nad losami rodziny autora. Jest opowieścią
sięgającą pięć wieków wstecz, a nawet i kawałek dalej. Żenkiewicz znajduje
protoplastę swojego rodu w drugiej połowie czternastego wieku i chociaż
traktuje tę wzmiankę bardziej jak legendę, to pokusa, by zacząć opowieść od
czasów piastowskich, jest zrozumiała. Dalej prowadzi nas wraz ze swoimi
przodkami na Żmudź i tam śledzimy losy nie tylko Żenkiewiczów, ale i krewnych,
powinowatych i przyjaciół. Pojawiają się nazwiska i postaci znane z historii jak
Tyszkiewiczowie, Kierbedzie czy Piłsudscy. Autor z dokumentów, zdjęć i
wspomnień odtwarza ich los, opisuje zmagania, sukcesy i codzienne życie.
Odczytuje ich marzenia i motywacje, które stoją za niełatwymi czasem decyzjami.
Po lekturze „Rodzinnych dróg” przychodzi
refleksja, że każdej rodzinie przydałby się taki zapis, nie tylko dla
sentymentu i podtrzymywania więzi pokoleniowej, ale dla inspiracji, że jesteśmy
ciągłością i nasz ród działa przez nas.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 30.01.2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz