środa, 28 czerwca 2017

Biało-niebieskie Święto Miasta z trocinami w tle


Lubię Święto Miasta. I myślę, że nie jestem z tym uczuciu jakoś szczególnie oryginalna. Podejrzewam, że zdecydowana większość mieszkańców Torunia odnajduje dla siebie, w tych czerwcowych dniach, jeśli nie pełne garście, to choć szczypty radości. Wydarzeń w plenerze jest tyle i do tego tak rozmaitych, że nietrudno znaleźć pretekst, by dołączyć do świętowania, na choćby jeden, wybrany sposób. To jest ta chwila, gdy możemy zobaczyć, że jesteśmy nie tylko zbiorem mieszkańców, ale w jakimś sensie wspólnotą. A o to przecież właśnie chodzi w tej miejskiej fecie rozpisanej na wiele dni, żeby każdy mógł poczuć się dumny, że tu mieszka, że jest stąd. W tym roku do miejskiego świętowania dołączyło Bydgoskie Przedmieście ze świętem dzielnicy. I wyboru tego terminu trzeba organizatorom pogratulować. Wpisanie Święta Bydgoskiego Przedmieścia w czas, gdy hucznie celebrujemy imieniny patrona miasta, chwalimy się sukcesami i dzielimy tym, co mamy najlepszego w kulturze, sporcie i rozrywce, było decyzją jak najbardziej właściwą. Bydgoskie ma się czym pochwalić, zatem i program był wyjątkowo bogaty. Różnorodność wydarzeń idealnie ilustrowała ideę tej inicjatywy, by pokazać miejsce pełne historii, ciekawej architektury, zieleni, ale też i ludzi, którzy tworzą tam atmosferę. A jak najlepiej zaprezentować uroki dzielnicy? Oczywiście zapraszając na spacer po niej. Takich spacerów tematycznych przeszło tego dnia po Bydgoskim pięć. Szlakiem uciech i rozrywek wszelakich, piekarni i ciastkarni, modernistycznej architektury, śladów literackich oraz miejsc zaskakujących i nieznanych. Dodatkowo tego dnia wystartowała darmowa aplikacja „Tupik”, z którą będzie można samodzielnie zwiedzać dzielnicę. Jak nic, Bydgoskie otwiera się na turystów. Tylko klasnąć w dłonie z radości, co za wspaniały, świąteczny dzień. I pewnie tak bym o nim myślała, utrzymując się jak najdłużej w nieco sielankowym nastroju, gdyby nie to, że wybrałam się w sobotę na jeden z tych spacerów. Gdy wraz z innymi spacerowiczami spotkaliśmy się przy CSW, by podążać tropami literatów, przywitały nas widok ścinanych klonów. Jakkolwiek to zabrzmi, Święto Miasta zaczęło się dla nas od dźwięków piły. Nie kwestionuję potrzeby wycięcia tych klonów. Nawet nieuzbrojone w ekspercką wiedzę oko może zobaczyć, że pnie są puste, czyli stanowiły zagrożenie. Nie rozumiem jednak, jak można wycinać drzewa w dniu Święta Miasta, do tego w ścisłym centrum, bo działo się to przy Fosie Staromiejskiej, w chwili, gdy nieopodal rozpoczynały się pierwsze imprezy, teatralne Święto ulicy Wilama Horzycy. Takie działanie zdaje się być albo sabotażem, albo perwersją. Inaczej trudno mi to wytłumaczyć. Kto podjął decyzję o takim terminie wycinki?
W czasie, gdy dyskusje o tym, jakie ma być miasto, zielone czy betonowe, zaczynają być coraz intensywniejsze, ta sytuacja wydaje się symboliczna. Patrzyłam na wirujące w powietrzu biało-niebieskie konfetti z piątkowej ceremonii odsłonięcia Katarzynek, jak mieszały się ze świeżymi trocinami. Nie było to połączenie harmonijne.
 
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej"  26.06.2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz