wtorek, 23 maja 2017

Maj przepełniony kulturą po brzegi i nieco ponad

 
Nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek pomyślę, a co dopiero napiszę zdanie, że imprez kulturalnych w naszym mieście jest za dużo i to za dużo jednocześnie. Patrząc, jak ten maj pęka w czasowych szwach od koncertów, spektakli, wystaw, spotkań i widowisk, przyszła do mnie ta refleksja o nadmiarze. Jeśli do tego doliczyć wydarzenia sportowe, rozrywkowe i rekreacyjne, to już kompletne szaleństwo. Samych festiwali mamy w tym miesiącu jedenaście, nie wliczając w to Juwenaliów, Nocy Muzeów, czy Tygodnia Bibliotek. To jest wzrost o ponad sto procent, porównując kalendarz majowych wydarzeń sprzed trzech lata. To źle? Chyba nie! Tylko czy publiczność wytrzyma taki kulturalny maraton. Zaczęło się od Majówki. Programem atrakcji przygotowanych na dziesięć dni przełomu kwietnia i maja można by spokojnie zapełnić cały letni miesiąc, szczególnie że większość tych wydarzeń była plenerowa. Pogoda co prawda dopisała własne poprawki do wcześniejszego scenariusza, ale finalnie udało się organizatorom wszystko zrealizować. A potem to zapowiedzi jawiły się już tylko ciekawiej i atrakcyjniej. Do powiększającej się corocznie listy festiwali majowych z ich filarami, teatralnym „Kontaktem”, w tym roku w odsłonie debiutanckiej oraz festiwalem muzyki „Probaltica”, dołączyły teraz kolejne, młody jeszcze Przegląd Dyplomów i Egzaminów Muzycznych „Przygrywka” i znany z letnich miesięcy Festiwal Piosenki i Ballady Filmowej. Obie te imprezy odbywały się w innym czasie, w tym roku jednak organizatorzy postanowili, że i nimi ubogacą nam maj. O ile w przypadku „Przygrywki”, która jest stosunkowo nową propozycją i wciąż poszukującą, zmiana terminu nie wywołuje większego zdziwienia, to już w przypadku tak ugruntowanego projektu, jak Festiwal Piosenki Ballady Filmowej jest to niespodzianka. Co się takiego stało, że impreza, która stanowiła jedną z atrakcji letniego kalendarza wydarzeń kulturalnych, po siedmiu edycjach zmienia nie tylko czas, ale i miejsce koncertu galowego? Rozumiem organizatorów, że rezygnują ze sceny plenerowej na jednym czy drugim rynku, sala na Jordankach daje zdecydowanie większe możliwości techniczne, a i problem z największą niewiadomą, czyli pogodą odpada. Jednak porzucenie letnich miesięcy na rzecz i tak dość znacznie przepełnionego maja nie jest już tak oczywiste.
Zdanie o nadmiarze imprez kulturalnych w naszym mieście może się komuś wydawać narzekaniem podobnym do tego, że zimą jest zbyt mroźnie, a latem nadto upalnie. Nic z tych rzeczy, w tym wypadku jest to zwyczajna zachłanność ubrana dla niepoznaki w żart, bo jak tu być w dwóch, a czasem nawet w trzech miejscach jednocześnie. Nie da się. To, że w jednym czasie odbywa się tyle imprez, świadczy tylko dobrze o mieście, że za przybywającymi budynkami i instytucjami, wzrasta też liczba wydarzeń kulturalnych. Naturalnie jest granica tego wzrostu, nazywa się ona frekwencja i to ona z czasem zweryfikuje, ile w jednym momencie powinno odbywać się choćby festiwali. Do jakiej liczby jest to spójna, uzupełniająca się oferta kulturalna, a od jakiej zaczyna się zwyczajne konkurowanie o widza. Na razie mamy chyba do czynienia z pierwszym wariantem.
 
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej"  23.05.2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz