Scena, gdy przyjezdni fotografują
się z nieco sfatygowanym rybakiem zapraszającym do jednej z restauracji na
Rynku Staromiejskim, niezmiennie mnie rozbawia. Ta podniszczona figura pełniąca
funkcję „potykacza”, czy bardziej „zapraszacza” gastronomicznego, tak wtopiła
się w przestrzeń, że dla miejscowych przechodniów jest niezauważalna, natomiast
w oczach przybyszów urasta do rangi instalacji godnej uwiecznienia. Podarta
sieć, sterczący drut po wyrwanej fajce i wośpowe serce na jednym z policzków
rybaka nie dodają uroku patynowanej warunkami atmosferycznymi figurze, a jednak
znajdzie się ona na co najmniej kilkudziesięciu zdjęciach z tegorocznej majówki.
Zatrzymana na kartach pamięci bardziej z turystycznego obowiązku dokumentowania
wszystkiego, co się napotka, niż zachwytu nad ponadprzeciętnością i
wyjątkowością formy. I gdy obserwuję kolejną osobę pozującą do zdjęcia przy
rybaku i jego urwanej fajce, myślę sobie, jakież to dziś tłumy fotografowałyby
się przy innej gastronomicznej, wątpliwej ozdobie przestrzeni, gdyby w porę,
choć nie bez oporów pomysłodawców, z elewacji nie usunięto tej brązowej płaskorzeźby
z ulicy Szewskiej, która miała wyobrażać Mikołaja Kopernika.
Jeszcze nie tak dawno, gdy w obszarze
Starego Miasta zaczęły pojawiać się kolejne rzeźby, instalacje i elementy
dekoracyjne, mnożyły się głosy krytyki, że tak błyskawicznie rosnąca liczba bibelotów
zaśmieca zabytkowy salon. Może gdyby nie te komentarze, to proces ów by
postępował. Ostatnio jednak, tempo przybywania stałych akcentów upiększających
w przestrzeni staromiejskiej zdecydowanie zmalało. Pojawił się natomiast Festiwal
Wizje, podczas którego sztuka współczesna na krótki czas wchodzi w przestrzeń
staromiejską. Konfrontuje się z nią, prowokuje, dopowiada nowe treści, a czasem
stapia tak mocno, jakby była cudownie odnalezionym elementem. Patrząc na
niektóre instalacje z ubiegłorocznej edycji, to kilka zasługiwało na to, by
pozostały na dłużej i stanowiły nie tylko artystyczny komentarz do przestrzeni,
ale i atrakcję fotograficzną dla turystów. Rozrzucone między murami pierwiastki
ulotności, gotowe na fotograficzne zatrzymania i na oswajanie ze sztuką. Szkoda, że formuła festiwalu nie przewiduje
dłuższej ekspozycji wybranych prac.
Teraz jednak wydaje się, że sztuka
współczesna znalazła stałą przystań w przestrzeni Starego Miasta. I to gdzie? W
witrynach sklepowych. Pierwszą kamienicą, w której możemy oglądać prace z
kolekcji CSW, jest ta narożna przy ulicy Szerokiej i Mostowej. Co ciekawe,
sztuka jest tu prezentowana w sąsiedztwie okna z produktami spożywczymi, tak to
się symbolicznie złożyło na początek. Czyli nie pozostaje nic innego tylko
karmić się regularnie obrazem i karmić się wierszem. Aktualnie można zobaczyć
„Lodowce” Adama Witkowskiego i przeczytać „Pstro i pstro” Marcela Woźniaka. A
jak jakiemuś turyście przyjdzie ochota, to i może się nawet z wierszem
sfotografować. Zawsze to bardziej wyszukany kompan do pamiątkowej fotografii
niż ten spłowiały rybak z urwaną fajką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz