czwartek, 4 maja 2017

Sztuka na co dzień i od święta w witrynie


Scena, gdy przyjezdni fotografują się z nieco sfatygowanym rybakiem zapraszającym do jednej z restauracji na Rynku Staromiejskim, niezmiennie mnie rozbawia. Ta podniszczona figura pełniąca funkcję „potykacza”, czy bardziej „zapraszacza” gastronomicznego, tak wtopiła się w przestrzeń, że dla miejscowych przechodniów jest niezauważalna, natomiast w oczach przybyszów urasta do rangi instalacji godnej uwiecznienia. Podarta sieć, sterczący drut po wyrwanej fajce i wośpowe serce na jednym z policzków rybaka nie dodają uroku patynowanej warunkami atmosferycznymi figurze, a jednak znajdzie się ona na co najmniej kilkudziesięciu zdjęciach z tegorocznej majówki. Zatrzymana na kartach pamięci bardziej z turystycznego obowiązku dokumentowania wszystkiego, co się napotka, niż zachwytu nad ponadprzeciętnością i wyjątkowością formy. I gdy obserwuję kolejną osobę pozującą do zdjęcia przy rybaku i jego urwanej fajce, myślę sobie, jakież to dziś tłumy fotografowałyby się przy innej gastronomicznej, wątpliwej ozdobie przestrzeni, gdyby w porę, choć nie bez oporów pomysłodawców, z elewacji nie usunięto tej brązowej płaskorzeźby z ulicy Szewskiej, która miała wyobrażać Mikołaja Kopernika.
Jeszcze nie tak dawno, gdy w obszarze Starego Miasta zaczęły pojawiać się kolejne rzeźby, instalacje i elementy dekoracyjne, mnożyły się głosy krytyki, że tak błyskawicznie rosnąca liczba bibelotów zaśmieca zabytkowy salon. Może gdyby nie te komentarze, to proces ów by postępował. Ostatnio jednak, tempo przybywania stałych akcentów upiększających w przestrzeni staromiejskiej zdecydowanie zmalało. Pojawił się natomiast Festiwal Wizje, podczas którego sztuka współczesna na krótki czas wchodzi w przestrzeń staromiejską. Konfrontuje się z nią, prowokuje, dopowiada nowe treści, a czasem stapia tak mocno, jakby była cudownie odnalezionym elementem. Patrząc na niektóre instalacje z ubiegłorocznej edycji, to kilka zasługiwało na to, by pozostały na dłużej i stanowiły nie tylko artystyczny komentarz do przestrzeni, ale i atrakcję fotograficzną dla turystów. Rozrzucone między murami pierwiastki ulotności, gotowe na fotograficzne zatrzymania i na oswajanie ze sztuką.  Szkoda, że formuła festiwalu nie przewiduje dłuższej ekspozycji wybranych prac.
Teraz jednak wydaje się, że sztuka współczesna znalazła stałą przystań w przestrzeni Starego Miasta. I to gdzie? W witrynach sklepowych. Pierwszą kamienicą, w której możemy oglądać prace z kolekcji CSW, jest ta narożna przy ulicy Szerokiej i Mostowej. Co ciekawe, sztuka jest tu prezentowana w sąsiedztwie okna z produktami spożywczymi, tak to się symbolicznie złożyło na początek. Czyli nie pozostaje nic innego tylko karmić się regularnie obrazem i karmić się wierszem. Aktualnie można zobaczyć „Lodowce” Adama Witkowskiego i przeczytać „Pstro i pstro” Marcela Woźniaka. A jak jakiemuś turyście przyjdzie ochota, to i może się nawet z wierszem sfotografować. Zawsze to bardziej wyszukany kompan do pamiątkowej fotografii niż ten spłowiały rybak z urwaną fajką.
 
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej"  02.05.2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz