wtorek, 20 września 2016

Spacer z historią w tle nawet po peryferiach jest przyjemny


„A co to za akcja społeczna, że tak idziecie?” – zapytała zaciekawiona mieszkanka okolic ulicy Hallera. Zaintrygowała ją przechodząca grupa spacerowiczów, byłam też w tej grupie. Starsza pani właśnie wyszła na niedzielny spacer z psem, a tu po jej ulicy przechadza się gromada ludzi zadzierających głowy do góry, przystających, dyskutujących, coś fotografujących. Był to dla niej widok niecodzienny, jak sądzę. Zapytała, w czym rzecz. W odpowiedzi usłyszała, że chodzimy i poznajemy historię tego miejsca, tej części miasta. Miałam wrażenie, że w tym momencie na jej twarzy zastygło nieme pytanie – tylko tyle? Nie wiem, czego starsza pani spodziewała się, ale odpowiedź ją chyba trochę rozczarowała. „A to nie biegacie? Teraz to biegają społecznie. A coś wam ta historia daje?” Gdy usłyszała chóralną odpowiedź, że daje, nie drążyła dalej tematu. Do dalszego spaceru, mimo zachęty, nie przyłączyła się, ale zaproszenie na grilla kończącego ten historyczny wypad w ramach podgórskiego pikniku na zakończenie lata, organizowanego przez Dom Muz, z chęcią przyjęła. Kiełbaska to coś konkretnego, mówiła, lubi to. Ale wycieczka po historii koło domu?
Gdyby jednak podążyć to pytanie starszej pani i dopytać uczestników spaceru, na który w ubiegłą niedzielę zabrała Katarzyna Kluczwajd, od Podgórza przez Piaski do Stawek, co im konkretnie daje takie historyczne wędrowanie, to myślę, że każdy wskazałby na coś innego. Dla niektórych, szczególnie tych osób, które po raz pierwszy wybrały się, by zwiedzać tę część miasta, to przede wszystkim możliwości poznania odległych i nie tak odległych w czasie dziejów tej dzielnicy. To tropienie dawnych śladów świetności budynków, odtwarzanie z widokówek i zdjęć nieistniejących obiektów. Dla mieszkańców i miłośników lewobrzeża, taki spacer to odkrywanie nieznanego w znanym. To wyłapywanie architektonicznych detali, szczątków napisów na murach, to dostrzeżenie tabliczki z nieistniejącą już nazwą ulicy, odnotowanie pustych przestrzeni i krzaków w miejscach, gdzie jeszcze niedawno stały budynki. Niewątpliwie jedno, bardzo konkretne odczucie, połączyło wszystkich uczestników tego historycznego i niezwykle inspirującego spaceru, to przyjemność. I być może, to była ta istotna przyczyna jednomyślności grupy i entuzjazmu w udzielaniu odpowiedzi, że spacer z historią w tle, nawet po peryferiach miasta, to jest to. Bo jest.
Trend na spacerowanie, a przy okazji zwiedzanie swojego miasta w sposób nieoczywisty, zaczyna powoli stawać się modny i w Toruniu. Spacerów tematycznych przybywa. Nie są to już wydarzenia okazjonalne, ale cykliczne spotkania. W ubiegły weekend odbył się spacer nie tylko po lewobrzeżnej dzielnicy, ale też i po Jakubskim Przedmieściu. Centrum Sztuki Współczesnej regularnie organizuje literackie wędrówki po Bydgoskim Przedmieściu śladami Przybyszewskiego, Witkacego, Ingardena, Herberta. Naprawdę warto wybrać się na taki spacer, choćby dlatego by sprawdzić, czy faktycznie to może być przyjemne. Najbliższy spacer z historią w tle już za tydzień, 27 września, organizowany przez Kulturhauz, „Goście przybywają! Nasz Wilhelmstadt”, przewodniczką będzie Katarzyna Kluczwajd. Polecam.

Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej"  20.09.2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz