wtorek, 6 września 2016

Pchli targ na Starówce udanym debiutem tego sezonu turystycznego


Wszystko zaczęło się od ogłoszenia o pchlim targu na Chełmińskim Przedmieściu. Zaproszenie na to przedsięwzięcie pojawiło się w połowie marca, w facebookowej grupie dyskusyjnej „Moj@ Starówka”. „Ojej, a czemu nie mamy takiego pchlego targu na Starówce?!” – zapytała wtedy, zaskoczona szefowa BTCM. I na tym zdziwieniu nie poprzestała. Co ciekawe, tamten anonsowany, marcowy pchli targ na Chełmińskim Przedmieściu, nie dobył się, pamiętam rozczarowanych klientów, jak odchodzili niepocieszeni spod zamkniętej szkoły, w której miała odbyć się impreza. Za to, kilka tygodni później BTCM poinformowało, że w przestrzeni Rynku Nowomiejskiego zaplanowano pięć sobót dla wolnego sprzedawania lub wymieniania książek, płyt, zabawek, antyków, monet, przedmiotów kolekcjonerskich, rękodzieła, galanterii, ubrań. Do tego bez żadnych kosztów dla wystawców. Tak oto, w czerwcu pchli targ zadebiutował w dzielnicy staromiejskiej.
W ubiegłą sobotę zapytał mnie kolega, gdy go subtelnie zachęcałam, by odwiedzić pchli targ: „Czegoś tam szukasz?” Dobre pytanie. Czego ja tam szukam kolejnej soboty? Czego właściwie można szukać na pchlim targu? Wszystkiego i niczego konkretnego jednocześnie. Szuka się tam chyba tego „czegoś”. Wyjątkowej okazji, gratki, albo może olśnienia, niespodzianki. To są bardzo wyjątkowe zakupy, wymagające nieco otwartości i spostrzegawczości, by znaleźć to swoje „coś”, które czeka wśród mnóstwa rozmaitych rzeczy. Gdy tak już przechodziliśmy wśród wystawców pchlego targu, pokazywał mi co chwilę podekscytowany palcem jakieś wypatrzone cudo, a to wojskowy noktowizor, a to stare aparaty fotograficzne, a to książkę, którą kiedyś czytał i właśnie sobie o niej z uśmiechem przypomniał. Spotykaliśmy znajomych pośród kupujących i wśród wystawców, rozmawialiśmy. Było miło i warto było tam być. Trochę czasu zajęło nam, by przejść wszystkie stoiska. Impreza od czerwca rozrosła się już znacznie i chętnych, by rozkładać na kocyku przedmioty, które chcą oddać w dobre ręce, jest coraz więcej. Dodatkowo miałam wrażenie, że nad tym kawałkiem rynku unosi się, po raz kolejny, specyficzna atmosfera, sprawiająca, że to miejsce bardziej przypomina spotkanie towarzyskie przy starych przedmiotach, niż zwykły handelek używanymi rzeczami. Taka wartości dodana, trochę, jak niezbędna przyprawa dla lepszego rozwoju.
Od początku trzymałam kciuki za tę imprezę. BTCM, jako organizator, stworzyło bardzo dobre warunki, by pchli targ mógł nie tylko wystartować z powodzeniem na Starym Mieście, ale i pączkować coraz obficiej z miesiąca na miesiąc. Udało się. Jeszcze przed ostatnim w tym roku, październikowym targiem, można już ogłosić sukces tego przedsięwzięcia. Jestem bardzo ciekawa, jak będzie wyglądać za dwa, trzy sezony, ta dziś kameralna jeszcze impreza. Jak tak dalej pójdzie, to staromiejski pchli targ, w niedługim czasie, może wyrosnąć na jedną z ciekawszych atrakcji turystycznych w sezonie letnim. A może nawet zacznie konkurować z Jarmarkiem Katarzyńskim, czy Bożonarodzeniowym, organizowanymi dotąd na Rynku Staromiejskim. Choć patrząc, jak BTCM zabrało się do organizacji pchlego targu, to nie wątpię, że i tamte jarmarki w zapowiadanej, nowej odsłonie też pozytywnie nas zaskoczą.

Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej"  06.09.2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz