Wszystko zaczęło się od
ogłoszenia o pchlim targu na Chełmińskim Przedmieściu. Zaproszenie na to
przedsięwzięcie pojawiło się w połowie marca, w facebookowej grupie dyskusyjnej
„Moj@ Starówka”. „Ojej, a czemu nie mamy takiego pchlego targu na Starówce?!” –
zapytała wtedy, zaskoczona szefowa BTCM. I na tym zdziwieniu nie poprzestała.
Co ciekawe, tamten anonsowany, marcowy pchli targ na Chełmińskim Przedmieściu,
nie dobył się, pamiętam rozczarowanych klientów, jak odchodzili niepocieszeni
spod zamkniętej szkoły, w której miała odbyć się impreza. Za to, kilka tygodni
później BTCM poinformowało, że w przestrzeni Rynku Nowomiejskiego zaplanowano
pięć sobót dla wolnego sprzedawania lub wymieniania książek, płyt, zabawek,
antyków, monet, przedmiotów kolekcjonerskich, rękodzieła, galanterii, ubrań. Do
tego bez żadnych kosztów dla wystawców. Tak oto, w czerwcu pchli targ
zadebiutował w dzielnicy staromiejskiej.
W ubiegłą sobotę zapytał mnie
kolega, gdy go subtelnie zachęcałam, by odwiedzić pchli targ: „Czegoś tam
szukasz?” Dobre pytanie. Czego ja tam szukam kolejnej soboty? Czego właściwie
można szukać na pchlim targu? Wszystkiego i niczego konkretnego jednocześnie.
Szuka się tam chyba tego „czegoś”. Wyjątkowej okazji, gratki, albo może
olśnienia, niespodzianki. To są bardzo wyjątkowe zakupy, wymagające nieco
otwartości i spostrzegawczości, by znaleźć to swoje „coś”, które czeka wśród
mnóstwa rozmaitych rzeczy. Gdy tak już przechodziliśmy wśród wystawców pchlego
targu, pokazywał mi co chwilę podekscytowany palcem jakieś wypatrzone cudo, a
to wojskowy noktowizor, a to stare aparaty fotograficzne, a to książkę, którą
kiedyś czytał i właśnie sobie o niej z uśmiechem przypomniał. Spotykaliśmy
znajomych pośród kupujących i wśród wystawców, rozmawialiśmy. Było miło i warto
było tam być. Trochę czasu zajęło nam, by przejść wszystkie stoiska. Impreza od
czerwca rozrosła się już znacznie i chętnych, by rozkładać na kocyku
przedmioty, które chcą oddać w dobre ręce, jest coraz więcej. Dodatkowo miałam
wrażenie, że nad tym kawałkiem rynku unosi się, po raz kolejny, specyficzna
atmosfera, sprawiająca, że to miejsce bardziej przypomina spotkanie towarzyskie
przy starych przedmiotach, niż zwykły handelek używanymi rzeczami. Taka
wartości dodana, trochę, jak niezbędna przyprawa dla lepszego rozwoju.
Od początku trzymałam kciuki za
tę imprezę. BTCM, jako organizator, stworzyło bardzo dobre warunki, by pchli
targ mógł nie tylko wystartować z powodzeniem na Starym Mieście, ale i
pączkować coraz obficiej z miesiąca na miesiąc. Udało się. Jeszcze przed
ostatnim w tym roku, październikowym targiem, można już ogłosić sukces tego
przedsięwzięcia. Jestem bardzo ciekawa, jak będzie wyglądać za dwa, trzy
sezony, ta dziś kameralna jeszcze impreza. Jak tak dalej pójdzie, to
staromiejski pchli targ, w niedługim czasie, może wyrosnąć na jedną z
ciekawszych atrakcji turystycznych w sezonie letnim. A może nawet zacznie
konkurować z Jarmarkiem Katarzyńskim, czy Bożonarodzeniowym, organizowanymi
dotąd na Rynku Staromiejskim. Choć patrząc, jak BTCM zabrało się do organizacji
pchlego targu, to nie wątpię, że i tamte jarmarki w zapowiadanej, nowej
odsłonie też pozytywnie nas zaskoczą.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 06.09.2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz