poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Foliowe ogródki? Sorry, taki mamy klimat.

Choć do lata jeszcze całkiem daleko, to sezon letnich ogródków właśnie się rozpoczął, nieomal równolegle z pierwszymi dniami wiosny. I tak, jak jeszcze nie tak dawno, to pogoda miała znaczący wpływ na przenosiny wszelakiej konsumpcji w plener, ograniczając ją nieco w czasie do dwóch, trzech miesięcy, tak od kilku lat niektórzy nasi gastronomicy poradzili sobie dość skutecznie z tą niedogodnością zmiennej aury naszej strefy klimatycznej. Wystarczyło zbudować podest, na nim umieścić zadaszoną konstrukcję, wszystko starannie owinąć folią, w razie potrzeby, tak powstałe pomieszczenie, ogrzać stosownym grzejnikiem i przez siedem miesięcy można prowadzić działalność gastronomiczną w znacznie powiększonym lokalu. Do tego w całkiem przystępnej cenie za metr kwadratowy. Oczywiście pozornie mogłoby się wydawać, że te wszystkie udogodnienia to dla wygody i bezpieczeństwa klienta. Ale czy na pewno o to chodzi? Przedsiębiorcy ochoczo zapewnią, że przecież, taka foliowa konstrukcja u progu wiosny, czy też jesieni, skutecznie zasłoni przed wiatrem, ochroni przed deszczem, a do tego odgrodzi od żebrzących bezdomnych. Powtórzę naiwnie pytanie, czy na pewno o to chodzi? Szczerze mówiąc, powątpiewam, czy te zafoliowane, nieco klaustrofobiczne klatki, są faktycznie komfortową przestrzenią dla klienta. Choć to wcale nie znaczy, że będą one stały puste, przeciwnie, najpewniej w każdy weekend, zajęta będzie większość stolików w tych budowlach, zwanych, nieco na wyrost, letnimi ogródkami. A dlaczego? Ponieważ przy tak znacznej i wciąż rosnącej liczbie turystów i osób odwiedzających Stare Miasto w soboty i niedziele, znalezienie wolnego miejsca na posiłek, czy zwyczajnie odpoczynek, bywa wyzwaniem. Nie jest żadnym odkryciem, że spora większość osób odwiedzających nasze miasto, przyjeżdża tu, by spacerować wśród historycznych budowli, szukać klimatycznych zaułków i uliczek, by je uwieczniać na fotografiach, usiąść w romantycznym ogródku pośród zabytkowych kamienic, poczuć nieomal magiczną atmosferę. A co zastają? Drewniano-foliowe wagoniki w samym sercu Starego Miasta. Oczywiście zabytki, zaułki i uliczki też, ale czy te konstrukcje z folią ubogacają romantycznie przestrzeń, nie sądzę. Daleko im do wytycznych konserwatora miejskiego. A już kuriozum w tym temacie stanowi całoroczna konstrukcja na Moście Paulińskim. Wydaje się wręcz niewyobrażalne to, że wydawane są pozwolenia na wbudowywanie, nawet czasowe, takich foliowych obiektów w przestrzeń miasta wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO. A jednak.
Od kilku lat, o tej porze roku, przetacza się dyskusja o estetyce ogródków letnich. Powoli zaczyna to przypominać przewidywalny i nieco nudny rytuał, w którym każdy zna swoją rolę i czas, w którym musi ją odegrać. Bo cóż nam, mieszkańcom, po wątpliwościach i zastrzeżeniach, nawet i ostro formułowanych przez konserwatora miejskiego, gdy konstrukcja już stoi i jest dokładnie taka sama, jak rok wcześniej. Naturalnie, trudno było to przewidzieć, przecież w projekcie było inaczej. Przedsiębiorca pozwolenie już dostał, a to, że potem buduje w przestrzeni miejskiej, trochę po swojemu, trochę wbrew lokalnym wytycznym, cóż można powiedzieć, sorry, taki mamy klimat.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 05.04.2016
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz