piątek, 6 lipca 2018

Wyszczerbiona drabina do zbawienia w „Natanie mędrcu”


Akcja „Natana mędrca” Gottholda Ephraima Lessinga rozgrywa się w Jerozolimie podczas trzeciej wyprawy krzyżowej, jednak w toruńskiej realizacji Piotra Kurzawy ten czas nie ma znaczenia. Również miejsce jest tylko metaforą. Według żydowskich midraszy sen Jakuba, w którym aniołowie schodzili na ziemię po drabinie, przyśnił mu się w nie okolicy Betel, ale na górze Moria, gdzie później stanęła Świątynia Jerozolimska. Miejscu, gdzie niebo łączyło się z ziemią, gdzie Bóg przyjmował ofiary i przemawiał do człowieka. W ten właśnie punkt przenosi nas reżyser, by opowiedzieć nam o córce żydowskiego kupca uratowanej z pożaru przez młodego templariusza, któremu wcześniej życie darował muzułmański sułtan. Ale podobnie, jak czas i miejsce dramatu, tak i perypetie oraz poplątane losy bohaterów wydają się w tym spektaklu jedynie pretekstem do rozważań o najbardziej intymnej relacji człowieka, relacji z Bogiem. Drabina zawieszona w centrum sceny może sugerować, że to jest to biblijne miejsce, gdzie na ziemię schodzą anioły. Recha, córka Natana wierzy, że to one wmieszały się w sprawy ludzkie i wyratowały ją z pożaru. Pierwsze, wyszczerbione szczeble mogą podpowiadać kierunek inny, ku niebu, ku zbawieniu. To ludzkie uczynki, jak ten templariusza ratującego z pożaru Rechę, pozwalają człowiekowi piąć się ku górze. I nie bez znaczenia są to trzy szczeble, które mogą wskazywać na trzy monoteistyczne religie, trzy stopnie na drodze do nieba. Żaden jednak nie jest tu kompletny, każdy trochę ułomny. Niedokończony czy może nadpsuty? Można w nich dostrzec też odbicie przesłania zawartego w przypowieści o trzech pierścieniach, przywołanego przez Natana, by odpowiedzieć Saladynowi na pytanie o to, która z religii jest prawdziwa. Każdemu posiadaczowi klejnotu wydaje się, że jego jest prawdziwy, czyniąc go tym wybranym, jednak moc pierścienia może jedynie uwiarygodnić postępowanie właściciela. I do tego sprowadza się idealne współistnienie i przenikanie tych trzech religii wywiedzione z jedności. Cyfra trzy w symbolice biblijnej przypisana jest pierwiastkowi boskiemu, tu współistnieje z czwórką, która określa to, co ziemskie, ludzkie. Połączenie tych dwóch elementów mamy wyraźnie obecne ascetycznej scenografii. Podest o czterech bokach z trzema krzesłami gotowymi dać odpoczynek, wytchnienie lub przestrzeń do rozmowy.
Zwyczajowo przyjęło się opisywać dramat Lessinga oświeceniową rozprawą o tolerancji i ten motyw możemy odnaleźć w realizacji Kurzawy, jednak ta poetycka, niespiesznie sącząca się opowieść przy sakralizujących ją dźwiękach muzyki, to coś zdecydowanie więcej. To traktat o tożsamości. Tej ziemskiej po linii genów, która nie podlega wyborowi i nie może jej zmienić kostium nakładany przez wychowanie. I tej duchowej. Bo czy religia przypisana jest urodzeniu? Czy może też podlegać wyborowi? I kto ma prawo o tym stanowić w odwiecznej walce o duszę? Hierarchowie? Rodzice? My.

Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej"  03.07.2018

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz