Akcja „Natana mędrca” Gottholda
Ephraima Lessinga rozgrywa się w Jerozolimie podczas trzeciej wyprawy
krzyżowej, jednak w toruńskiej realizacji Piotra Kurzawy ten czas nie ma
znaczenia. Również miejsce jest tylko metaforą. Według żydowskich midraszy sen
Jakuba, w którym aniołowie schodzili na ziemię po drabinie, przyśnił mu się w nie
okolicy Betel, ale na górze Moria, gdzie później stanęła Świątynia
Jerozolimska. Miejscu, gdzie niebo łączyło się z ziemią, gdzie Bóg przyjmował
ofiary i przemawiał do człowieka. W ten właśnie punkt przenosi nas reżyser, by opowiedzieć
nam o córce żydowskiego kupca uratowanej z pożaru przez młodego templariusza,
któremu wcześniej życie darował muzułmański sułtan. Ale podobnie, jak czas i
miejsce dramatu, tak i perypetie oraz poplątane losy bohaterów wydają się w tym
spektaklu jedynie pretekstem do rozważań o najbardziej intymnej relacji
człowieka, relacji z Bogiem. Drabina zawieszona w centrum sceny może sugerować,
że to jest to biblijne miejsce, gdzie na ziemię schodzą anioły. Recha, córka
Natana wierzy, że to one wmieszały się w sprawy ludzkie i wyratowały ją z
pożaru. Pierwsze, wyszczerbione szczeble mogą podpowiadać kierunek inny, ku
niebu, ku zbawieniu. To ludzkie uczynki, jak ten templariusza ratującego z
pożaru Rechę, pozwalają człowiekowi piąć się ku górze. I nie bez znaczenia są
to trzy szczeble, które mogą wskazywać na trzy monoteistyczne religie, trzy
stopnie na drodze do nieba. Żaden jednak nie jest tu kompletny, każdy trochę
ułomny. Niedokończony czy może nadpsuty? Można w nich dostrzec też odbicie
przesłania zawartego w przypowieści o trzech pierścieniach, przywołanego przez
Natana, by odpowiedzieć Saladynowi na pytanie o to, która z religii jest
prawdziwa. Każdemu posiadaczowi klejnotu wydaje się, że jego jest prawdziwy,
czyniąc go tym wybranym, jednak moc pierścienia może jedynie uwiarygodnić postępowanie
właściciela. I do tego sprowadza się idealne współistnienie i przenikanie tych
trzech religii wywiedzione z jedności. Cyfra trzy w symbolice biblijnej
przypisana jest pierwiastkowi boskiemu, tu współistnieje z czwórką, która
określa to, co ziemskie, ludzkie. Połączenie tych dwóch elementów mamy wyraźnie
obecne ascetycznej scenografii. Podest o czterech bokach z trzema krzesłami
gotowymi dać odpoczynek, wytchnienie lub przestrzeń do rozmowy.
Zwyczajowo przyjęło się opisywać
dramat Lessinga oświeceniową rozprawą o tolerancji i ten motyw możemy odnaleźć
w realizacji Kurzawy, jednak ta poetycka, niespiesznie sącząca się opowieść
przy sakralizujących ją dźwiękach muzyki, to coś zdecydowanie więcej. To
traktat o tożsamości. Tej ziemskiej po linii genów, która nie podlega wyborowi
i nie może jej zmienić kostium nakładany przez wychowanie. I tej duchowej. Bo czy
religia przypisana jest urodzeniu? Czy może też podlegać wyborowi? I kto ma
prawo o tym stanowić w odwiecznej walce o duszę? Hierarchowie? Rodzice? My.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 03.07.2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz