Za kilka dni minie rok od
wprowadzenia strefy zamieszkania w obrębie Starego Miasta. Wjazd do tej strefy
trudno przegapić, nawet jeśli dla kogoś błękitny znak informacyjny D-40 nie
jest klarownym komunikatem, to umieszczona obok niego żółta tablica przypomina
o zasadach obowiązujących na tym terenie. Czyli od roku w staromiejskiej
dzielnicy powinien panować standard wielu miast europejskich, gdzie
przechadzając się uliczkami, nie zaprzątamy sobie głowy, że jakiś pojazd wymusi
na nas zmianę kierunku spaceru, w strachu przed potrąceniem, czy też blokując
nam chodnik. Miało być pięknie, a jest trochę jak w westernie, w którym wolna
amerykanka miesza się z rosyjską ruletką. Za wprowadzeniem tu strefy
zamieszkania przemawiało przede wszystkim bezpieczeństwo poruszania się
mieszkańców i przyjezdnych, ale także uporządkowanie przestrzeni z
nieprawidłowo parkujących samochodów. Jednak weekendowa samowola parkingowa
kwitnie w najlepsze i można odnieść wrażenie, że ciągu mijającego roku
osiągnęła jeszcze wyższy stopień specjalizacji przy cichym na to przyzwoleniu.
Rozumiem frustrację sąsiadów z dzielnicy, którzy domagają się mandatów i
interwencji Straży Miejskiej. To jednak nie rozwiązuje problemu. Wolna
amerykanka trwa w najlepsze. Nie do końca jestem też przekonana, że karanie
jest skutecznym środkiem na tę bolączkę. W ostatni weekend obserwowałam, jak
obok samochodów z założoną blokadą, jakby nigdy nic zaparkowało auto. Zgodnie z
zasadą rosyjskiej ruletki, skoro już komuś założyli blokadę, to może mnie się
jakoś uda. I tak to się właśnie toczy. Do tego dochodzą gastronomicy i
sklepikarze, którzy na swój sposób prowadzą walkę z autami, wystawiając
stoliki, krzesła i potykacze zawłaszczając przestrzeń.
Pękanie z dumy, że nasze miasto odwiedziły w ciągu ostatniego roku dwa miliony przyjezdnych, powinno poza wprowadzeniem strefy zamieszkania łączyć się także z wizją planowania parkingów wielopoziomowych, jak to jest standardzie wielu miast europejskich. Nie na obrzeżach miasta, ale w obrębie Starego Miasta. Powtarzanie jak mantry liczby dostępnych miejsc do parkowania ich nie zwiększy. A jasno widać, że głównym problemem jest tu liczba aut przyjeżdżających. Brak takiego myślenia o przyszłości może zatrzymać miasto w megalomańskim zachwycie z zapchaną autami Starówką.
A gdzie w tym wszystkim piesi? Omijają przeszkody i potykają się o wystające kostki brukowe w przekonaniu, że na Starym Mieście, w strefie zamieszkania mają priorytet, przyjemniej teoretycznie.
Pękanie z dumy, że nasze miasto odwiedziły w ciągu ostatniego roku dwa miliony przyjezdnych, powinno poza wprowadzeniem strefy zamieszkania łączyć się także z wizją planowania parkingów wielopoziomowych, jak to jest standardzie wielu miast europejskich. Nie na obrzeżach miasta, ale w obrębie Starego Miasta. Powtarzanie jak mantry liczby dostępnych miejsc do parkowania ich nie zwiększy. A jasno widać, że głównym problemem jest tu liczba aut przyjeżdżających. Brak takiego myślenia o przyszłości może zatrzymać miasto w megalomańskim zachwycie z zapchaną autami Starówką.
A gdzie w tym wszystkim piesi? Omijają przeszkody i potykają się o wystające kostki brukowe w przekonaniu, że na Starym Mieście, w strefie zamieszkania mają priorytet, przyjemniej teoretycznie.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 10.07.2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz