środa, 6 grudnia 2017

„Toruń, którego nie ma” pojawi się w Książnicy Kopernikańskiej

Myślę, że każdemu z nas zdarza się, tłumacząc komuś lokalizację nowego sklepu, kawiarni czy pubu, użyć formuły: „to jest tam, gdzie był/była/było”. Czasem, żeby naprowadzić na punkt, o którym mówimy, trzeba odwołać się do kilku szyldów wstecz, by wyświetlić właściwy obraz w czyjeś pamięci. Tak jakbyśmy z czasu teraźniejszego odklejali poprzednie, minione etykiety przytwierdzone do miejsca, dotykali w nieistniejącej, a wciąż pamiętanej rzeczywistości. Niejednokrotnie taka spontaniczna retrospekcja uruchamia dalsze drążenie. Kilka dni temu w rozmowie ze znajomym, któreś z nas rzuciło: „a pamiętasz, co tam było wcześniej?” I to zdanie zabrało nas w wirtualny spacer po ulicy Szerokiej i lokalach gastronomicznych, których już nie ma, a jednocześnie istnieją w pamięci, jakby tworzyły kawałki, elementy równoległego, minionego miasta. Ta mała przebieżka po czasie wcale nie tak odlegle przeszłym, uświadomiła mi, jak często po cichu, bezpowrotnie, bez pożegnań i niezauważalnie znikają miejsca. Można by nawet ulec złudzeniu, że to specyfika naszego, pośpiesznego czasu. Nic bardziej mylnego, nieśmiertelna mądrość greckiego filozofa mówi, że jedyną stałą rzeczą jest zmiana i zawsze tak było. Czy możliwe jest odtworzenie tego, jak wyglądało miasto dziesięć, dwadzieścia lat temu? Wydaje się, że tak, bo to nie tak dawno. Tylko czy na pewno? Często są to wycinki, fragmenty. A gdyby cofnąć się w czasie jeszcze dalej tam, gdzie często nie sięga już nasza pamięć?
Katarzyna Kluczwajd w książce „Toruń, którego nie ma” właśnie to robi, zaprasza nas do miasta, które istnieje już tylko w eterycznej przestrzeni wspomnień. Oprowadza nas po Toruniu XIX i XX wieku.  Autorka przywraca pamięć miejsc, budynków, pomników, których ślady zatarły strumień czasu, a zachowały się w pamięci i w fotografii. Całość skomponowana jest bardziej w album niż gruntowne historyczne opracowanie. W książce znajdziemy sporo ilustracji, między innymi niepublikowane wcześniej fotografie ze zbiorów prywatnych, co jest sporym walorem. Zobaczymy tam nasze miasto, które niegdyś tworzyła wielonarodowa i wielowyznaniowa społeczność. Wyszynki, fotoplastykony, teatry świetlne, do tego latające machiny, hale sterowcowa i balonowa, brzmi to dziś nieco egzotycznie. Historyczne zmiany pomników, ulic i bohaterów, ale i historyczna ciągłość, jak w przypadku tak zwanego szkolnego zagłębia, czyli ulicy Sienkiewicza, na której przedłużeniu z czasem powstał kampus UMK. To, co zostało po czasach pruskich, przeplata się z tym, co przyniosło miastu odzyskanie niepodległości. Książka napisana jest w języku polskim i niemieckim, co też jest śladem naszego miejskiego dziedzictwa, którego nie da się wydrapać ani zamalować, jak szyldu na budynku. „Toruń, którego nie ma” lub też „Thorn, das es nicht mehr gibt” to pamięć i jednocześnie wypełnione zobowiązanie, by ją strzec i pielęgnować.
Premiera książki „Toruń, którego nie ma” odbędzie się dziś o godzinie 18:00 w Książnicy Kopernikańskiej. Tam też będzie można spotkać się z autorką, Katarzyną Kluczwajd, która zapowiada, że zaprezentuje materiały i wspomnienia, które nie pomieściły się w tym tomie. Dodatkową atrakcją będzie losowanie książek wśród gości wieczoru.


Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej"  05.12.2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz