Przeciętny użytkownik, kupując
urządzenie, czymkolwiek by ono nie było, niewiele zastanawia się, wedle jakich
zasad i dlaczego dany sprzęt funkcjonuje. Ma grać, dzwonić, jechać, czy co tam
jeszcze. Co powoduje, że tak się dzieje, o to mniejsza. W centrum
zainteresowania są jakość i cena oraz ich wzajemne relacje. I dylematy, czy
tanie może być dobre, czy cena faktycznie stanowi o prawdziwej wartości. Każdy
przeciętny użytkownik kupujący urządzenie pewnie liczy się z tym, że im taniej,
to z jakością może być potem różnie. Ale po co przepłacać, skoro można mieć za
mniej. A to, że obudowa pęknie po pierwszym tygodniu, czy padnie bezpiecznik i
okaże się, że to model jednak wybrakowany, cóż, zawsze jest jakieś ryzyko. Podobnie
czasem bywa z przetargami, gdzie istotnym kryterium wyboru jest właśnie cena.
Prawdopodobnie dla przeciętnego
mieszkańca naszego miasta mało istotne jest, w jaki sposób zarządzane są lokalne
instytucje kultury, ważne by dobrze funkcjonowały. Dlatego nie sądzę, żeby
jakieś większe poruszenie mogła wywołać informacja, o tym, że magistrat zamiast
konkursów dyrektorskich ogłosił przetarg na zarządzanie Dworem Artusa, Toruńską
Agendą Kulturalną i Centrum Kultury Zamek Krzyżacki. Jeśli przy tym dołożyć
komunikat, że zmiana ta, to nie dość, że nowoczesna, to jeszcze przyniesie
bardziej atrakcyjny program artystyczny przy optymalizacji kosztów, to tym
bardziej trzeba się cieszyć z innowacji, a nie węszyć zagrożenie. Do tego w
końcu kulturą toruńską będzie mógł zająć się każdy, bez względu na kompetencje i
to wszystko dla dobra odbiorców, czyli nas mieszkańców. Było dobrze, będzie
lepiej. Lepiej, czyli jak? Przede wszystkim taniej oraz atrakcyjniej i
naturalnie dla większej liczby odbiorców. Takie parametry wcale niekoniecznie
wskazują na to, że toruńska kultura instytucjonalna będzie nadal w przyszłości
utrzymywać swoją wysoką i cenioną pozycję. Czy będzie tam jeszcze miejsce na
eksperymenty artystyczne, wydarzenia niszowe, działania niedochodowe? Czy nadal
istotna będzie kulturotwórcza rola tych instytucji? Wątpliwości można mnożyć
dalej, ale nie w tym rzecz. To, że magistrat chce sprawdzić, jak będzie
działała instytucja kultury w nowym modelu zarządzania, jest jak najbardziej
chwalebne i może być faktycznie ożywczym impulsem. Tylko dlaczego przeprowadza
eksperyment na trzech placówkach jednocześnie? Czy rzeczywiście chodzi tu o
nową jakość w kulturze? Czy tylko o oszczędność i to ona jest głównym motorem
zmiany? A co, jeśli ten eksperyment nie powiedzie się? Cóż, zawsze jest jakieś
ryzyko.
Nieomal w tym samym czasie, gdy pojawiło
się ogłoszenie przetargowe na zarządzanie trzema instytucjami kultury, wystartowała
toruńska edycja „Monopoly”, gdzie każdy może sobie kupić Dwór Artusa, Krzywą Wieżę,
czy Zamek Krzyżacki, wystarczy wyrzucić odpowiednią liczbę oczek na kostce i
mieć w banku dostateczną liczbę banknotów. Proste. Patrząc na kierunek zmian w
prowadzeniu instytucji kultury w naszym mieście, można ulec złudzeniu, że
zarządzanie kulturą to właśnie taka prosta gra, nic tu się nie da schrzanić i
potrafić może to każdy. Nic tylko rzucać kulturalną kostką. A co z tego
wyjdzie? Żeby tylko nie było jak w grze,
że to loteria.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 12.12.2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz