Kolejne „Kulturalne lato” w
mieście za nami. Patrząc na plakaty ze zbiorczym planem imprez na ten czas,
można było odnieść wrażenie, że Toruń w minione wakacje żył niczym innym, jak
tylko kulturą. I pewnie jakieś ziarno prawdy w tym jest. Ba! Nawet spore, bo na
brak koncertów czy festiwali latem nie można było narzekać. Jednak, gdy
przyjrzeć się głębiej temu, co składało się na ów program, mogą pojawiać się
wątpliwość, czy słowo „kulturalne” rozumie się podobnie, jak zdaje się pojmować
je autor tego zestawienia. I nie chodzi mi o szukanie dziury w całym, jakże
bogatym grafiku, ale o to, że nadużywanie słów niezgodnie z ich znaczeniem
prędzej czy później prowadzi do nieporozumień. Wychodzi na to, że szyld
„kulturalne” robi za worek, w którym da się upchnąć wiele. I piknik i rajd samochodowy
i food trucki i inne atrakcje sportowe. Samo tworzenie jednego kalendarza
wszystkich imprez odbywających się w mieście jest pomysłem jak najbardziej
trafionym, tu nie ma wątpliwości. Tylko czy to wszystko razem powinno być
akurat pod hasłem „kulturalne”? Czy aby ten skrót myślowy, dający ładną otoczkę
skojarzeniową, nie powoduje, że w niektórych głowach utrwala się przekonanie,
że pod „kultura” można podciągnąć teraz już każde wydarzenie? Przecież jeszcze
nie tak dawno pretendowaliśmy do tytułu ESK, zatem to oczywiste! Gorzej, gdy
ktoś zaczyna nazywać rzeczy po imieniu i odklejać ponaciągane etykietki. Wtedy
jest hejt. Nikogo nie poruszyło jakoś specjalnie wrzucenie food trucków do tej
samej puli imprez „kulturalnych” co Skywaya, ale już mówienie o tym drugim jako
komercyjnej rozrywce, wywołało oburzenie organizatora. Czy słusznie? I co ma
jedno do drugiego? Gdzie food truckom mierzyć się z festiwalem światła? To, że
leżą w jednym worku „kulturalnych” wydarzeń, to żadna zbieżność. To przypadek.
Czyżby?
Sezon wakacyjny ma przyciągać do
miasta, a szczególnie na Stare Miasto, jak największą liczbę odwiedzających.
Wiemy, że w ostatnim roku przybyło ich ponad dwa miliony. Jaka jest granica,
nie wiemy. Jesteśmy miastem otwartym, ma być więcej i więcej. Atrakcji szeroko
pojętych też ma być więcej i najlepiej trafiających w szerokie gusta. Ale przy
tym nic nie może nam uchybić z wizerunku, stąd kulturalna otoczka do spięcia
całości. I nie ma co udawać, że jest inaczej. Większość z tych działań jest
nakierowana na to, by przybywali do miasta turyści. Może trzeba to jasno
powiedzieć, a potem to dobrze skomunikować. Dlaczego z całego tego „Kulturalnego
lata” nie zrobić jednego dużego festiwalu, pod jednym szyldem, z jednym
przesłaniem mieszczącym wszystko? Tak zrobił z sukcesem Supraśl swoim Podlasie
SlowFestem. To może i Toruń spróbuje? Będzie czytelne dla wszystkich. Tylko że
u nas raczej nie będzie chodzić o slow. O kulturę też chyba nie. Zatem o co?
Właśnie, o co może chodzić?
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 05.09.2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz