środa, 6 września 2017

Koniec kulturalnego, a może tłumnego lata w naszym mieście?

Kolejne „Kulturalne lato” w mieście za nami. Patrząc na plakaty ze zbiorczym planem imprez na ten czas, można było odnieść wrażenie, że Toruń w minione wakacje żył niczym innym, jak tylko kulturą. I pewnie jakieś ziarno prawdy w tym jest. Ba! Nawet spore, bo na brak koncertów czy festiwali latem nie można było narzekać. Jednak, gdy przyjrzeć się głębiej temu, co składało się na ów program, mogą pojawiać się wątpliwość, czy słowo „kulturalne” rozumie się podobnie, jak zdaje się pojmować je autor tego zestawienia. I nie chodzi mi o szukanie dziury w całym, jakże bogatym grafiku, ale o to, że nadużywanie słów niezgodnie z ich znaczeniem prędzej czy później prowadzi do nieporozumień. Wychodzi na to, że szyld „kulturalne” robi za worek, w którym da się upchnąć wiele. I piknik i rajd samochodowy i food trucki i inne atrakcje sportowe. Samo tworzenie jednego kalendarza wszystkich imprez odbywających się w mieście jest pomysłem jak najbardziej trafionym, tu nie ma wątpliwości. Tylko czy to wszystko razem powinno być akurat pod hasłem „kulturalne”? Czy aby ten skrót myślowy, dający ładną otoczkę skojarzeniową, nie powoduje, że w niektórych głowach utrwala się przekonanie, że pod „kultura” można podciągnąć teraz już każde wydarzenie? Przecież jeszcze nie tak dawno pretendowaliśmy do tytułu ESK, zatem to oczywiste! Gorzej, gdy ktoś zaczyna nazywać rzeczy po imieniu i odklejać ponaciągane etykietki. Wtedy jest hejt. Nikogo nie poruszyło jakoś specjalnie wrzucenie food trucków do tej samej puli imprez „kulturalnych” co Skywaya, ale już mówienie o tym drugim jako komercyjnej rozrywce, wywołało oburzenie organizatora. Czy słusznie? I co ma jedno do drugiego? Gdzie food truckom mierzyć się z festiwalem światła? To, że leżą w jednym worku „kulturalnych” wydarzeń, to żadna zbieżność. To przypadek. Czyżby?
Sezon wakacyjny ma przyciągać do miasta, a szczególnie na Stare Miasto, jak największą liczbę odwiedzających. Wiemy, że w ostatnim roku przybyło ich ponad dwa miliony. Jaka jest granica, nie wiemy. Jesteśmy miastem otwartym, ma być więcej i więcej. Atrakcji szeroko pojętych też ma być więcej i najlepiej trafiających w szerokie gusta. Ale przy tym nic nie może nam uchybić z wizerunku, stąd kulturalna otoczka do spięcia całości. I nie ma co udawać, że jest inaczej. Większość z tych działań jest nakierowana na to, by przybywali do miasta turyści. Może trzeba to jasno powiedzieć, a potem to dobrze skomunikować. Dlaczego z całego tego „Kulturalnego lata” nie zrobić jednego dużego festiwalu, pod jednym szyldem, z jednym przesłaniem mieszczącym wszystko? Tak zrobił z sukcesem Supraśl swoim Podlasie SlowFestem. To może i Toruń spróbuje? Będzie czytelne dla wszystkich. Tylko że u nas raczej nie będzie chodzić o slow. O kulturę też chyba nie. Zatem o co? Właśnie, o co może chodzić?

Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej"  05.09.2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz