W połowie lat osiemdziesiątych,
podczas szkolnej wycieczki umyłam ręce w Wiśle. Wyjęłam z niej dłonie
brudniejsze, niż włożyłam. Do dziś pamiętam zapach smaru, który trudno było
zmyć ze skóry. Na długie lata tamta sytuacja stanowiła dla mnie ilustrację
jakości wody w tej rzece. Gdy potem patrzyłam na wędkarzy zdejmujących z
haczyków wyłowione w niej ryby, zastanawiałam się, co oni z nimi robią, bo
przecież niemożliwe, że jedzą. Patrzyłam na rzekę z dystansem, lubiłam nad nią
spacerować, ale nie wyobrażałam sobie, że mogłabym zbliżyć się do jej brzegu,
usiąść czy położyć się na piasku. A przecież doskonale znałam opowieści rodzinne,
że nad Wisłę chodziło się plażować.
W ubiegłym roku latem, na ulicy
Łaziennej zaczepiła mnie pani z pytaniem, gdzie ma się kierować, by dojść nad
jezioro, na plażę. Nad jezioro? W Toruniu? Tak, nad jezioro. W głosie jej była
taka pewność, że przez ułamek sekundy sama zaczęłam zastanawiać się, czy czasem
nie przeoczyłam jakiegoś nowo powstałego oczka wodnego. Dopytałam o tę plażę,
bo przypomniałam sobie, że przecież na Bulwarze Filadelfijskim jest całkiem
spory, ogrodzony płotem boks z piaskiem i ze sztucznymi palmami, który ma taką symulować.
Nie, nie chodziło jej o to. Z rozmowy wynikało, że gdzieś w albumie widziała
zdjęcia takiej normalnej plaży w Toruniu i upierała się przy jeziorze. To
musiało być stare zdjęcie. Kiedy wskazałam ręką na dół ulicy i powiedziałam, że
w takim razie, to jest właściwy kierunek, bo nad Wisłą faktycznie kiedyś była
plaża, widziałam na jej twarzy rozczarowanie. Nie o to chodziło, by wyobrażać
sobie, jak to było kiedyś, tylko by usiąść na piasku przy brzegu, na kocu. Może
to jednak był Olsztyn, powiedziała i podziękowała za rozmowę. Pani odeszła, a
ja zaczęłam zastanawiać się, dlaczego właściwie nie ma tu plaży. Dlaczego w mieście
położonym nad rzeką z całkiem ładnym piaszczystym brzegiem, plażę pozoruje
kojec z piaskiem okrążony ciągiem spacerowym? Bo ciągle wydaje się nam, że
Wisłą płyną głównie ścieki? Raporty o stanie czystości rzek mówią co innego. Do
sytuacji idealnej jeszcze daleko, ale jakość wody systematycznie się poprawia.
Gdy ubiegłej jesieni rozpoczęły
się obchody Roku Wisły, pośród rozmaitych pomysłów, jak uświetnić ten czas,
pojawił się również wątek przywrócenia plaży nad Wisłą, mimo entuzjazmu, jaki
towarzyszył tej idei, było we mnie sporo sceptycyzmu. Myślałam, zacznie się
piętrzenie problemów, dyskusje, a realizacje odsuwać będzie można bezpiecznie w
czasie. Nawet gdy pomysł pojawił się już w puli projektów w ramach Budżetu
Partycypacyjnego 2018, nie byłam wcale taka pewna, że uzyska dostateczną liczbę
głosów. Szczególnie widząc aktywnych młodzieńców w białych koszulach, jak podczas
wieczornej imprezy w ramach obchodów Święta Miasta, biegali po Szerokiej z
kartami do głosowania i zachęcali przechodniów, by u nich na miejscu oddawali
głos na projekt „Namioty Wyklętych”.
A jednak udało się! Będzie plaża
w Toruniu. Nad brzegiem rzeki, nie w ogrodzonym kojcu. Informację o tym przeczytałam,
siedząc na innej plaży nad kaszubskim jeziorem i prawie podskoczyłam z radości.
I myślę, że nie ja jedna.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 08.08.2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz