Nigdy nie przypuszczałam, że
kiedykolwiek pomyślę, a co dopiero napiszę zdanie, że imprez kulturalnych w
naszym mieście jest za dużo i to za dużo jednocześnie. Patrząc, jak ten maj
pęka w czasowych szwach od koncertów, spektakli, wystaw, spotkań i widowisk,
przyszła do mnie ta refleksja o nadmiarze. Jeśli do tego doliczyć wydarzenia
sportowe, rozrywkowe i rekreacyjne, to już kompletne szaleństwo. Samych
festiwali mamy w tym miesiącu jedenaście, nie wliczając w to Juwenaliów, Nocy
Muzeów, czy Tygodnia Bibliotek. To jest wzrost o ponad sto procent, porównując
kalendarz majowych wydarzeń sprzed trzech lata. To źle? Chyba nie! Tylko czy
publiczność wytrzyma taki kulturalny maraton. Zaczęło się od Majówki. Programem
atrakcji przygotowanych na dziesięć dni przełomu kwietnia i maja można by
spokojnie zapełnić cały letni miesiąc, szczególnie że większość tych wydarzeń
była plenerowa. Pogoda co prawda dopisała własne poprawki do wcześniejszego
scenariusza, ale finalnie udało się organizatorom wszystko zrealizować. A potem
to zapowiedzi jawiły się już tylko ciekawiej i atrakcyjniej. Do powiększającej
się corocznie listy festiwali majowych z ich filarami, teatralnym „Kontaktem”,
w tym roku w odsłonie debiutanckiej oraz festiwalem muzyki „Probaltica”,
dołączyły teraz kolejne, młody jeszcze Przegląd Dyplomów i Egzaminów Muzycznych
„Przygrywka” i znany z letnich miesięcy Festiwal Piosenki i Ballady Filmowej. Obie
te imprezy odbywały się w innym czasie, w tym roku jednak organizatorzy
postanowili, że i nimi ubogacą nam maj. O ile w przypadku „Przygrywki”, która
jest stosunkowo nową propozycją i wciąż poszukującą, zmiana terminu nie
wywołuje większego zdziwienia, to już w przypadku tak ugruntowanego projektu, jak
Festiwal Piosenki Ballady Filmowej jest to niespodzianka. Co się takiego stało,
że impreza, która stanowiła jedną z atrakcji letniego kalendarza wydarzeń
kulturalnych, po siedmiu edycjach zmienia nie tylko czas, ale i miejsce
koncertu galowego? Rozumiem organizatorów, że rezygnują ze sceny plenerowej na
jednym czy drugim rynku, sala na Jordankach daje zdecydowanie większe
możliwości techniczne, a i problem z największą niewiadomą, czyli pogodą
odpada. Jednak porzucenie letnich miesięcy na rzecz i tak dość znacznie
przepełnionego maja nie jest już tak oczywiste.
Zdanie o nadmiarze imprez
kulturalnych w naszym mieście może się komuś wydawać narzekaniem podobnym do
tego, że zimą jest zbyt mroźnie, a latem nadto upalnie. Nic z tych rzeczy, w
tym wypadku jest to zwyczajna zachłanność ubrana dla niepoznaki w żart, bo jak
tu być w dwóch, a czasem nawet w trzech miejscach jednocześnie. Nie da się. To,
że w jednym czasie odbywa się tyle imprez, świadczy tylko dobrze o mieście, że
za przybywającymi budynkami i instytucjami, wzrasta też liczba wydarzeń
kulturalnych. Naturalnie jest granica tego wzrostu, nazywa się ona frekwencja i
to ona z czasem zweryfikuje, ile w jednym momencie powinno odbywać się choćby festiwali.
Do jakiej liczby jest to spójna, uzupełniająca się oferta kulturalna, a od
jakiej zaczyna się zwyczajne konkurowanie o widza. Na razie mamy chyba do czynienia
z pierwszym wariantem.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 23.05.2017