Wizja szklanego kościoła na placu
podominikańskim może w pierwszym odruchu bulwersować lub zachwycać, szokować
ewentualnie urzekać, krótko mówiąc, może rozgrzać nie tylko wyobraźnię, ale i
dyskusję. I tak też się stało. Obrazek ze szklaną bryłą wpisaną w przestrzeń
placu podominikańskiego zapowiadający kolejne spotkanie w ramach cyklu „Toruń
miasto zabytków” zadziałał na internautów tak sugestywnie, że jedni byli w
stanie bronić miejsca przed futurystyczną wizją, a drudzy z entuzjazmem
powitaliby taką konstrukcję, choćby w najbliższym sezonie. Rozumiem to
poruszenie nowatorskim obrazem, tą wzbudzoną obawę, że za chwilę znowu coś
wybudują, zajmą, zagospodarują niebezpiecznie dużą ilością szkła i nie będzie
oddechu, pauzy w przestrzeni, miejsca na odpoczynek. Tylko że ten niepokój
można, co najwyżej, porównać do obawy przed przypadkowym spotkaniem na ulicy
mordercy z powieści kryminalnej, której akcja osadzona jest w obrębie murów
staromiejskich. Jedno i drugie jest fikcją. W tym wypadku fikcją
architektoniczną, niegroźną, acz intrygującą. To praca dyplomowa Katarzyny
Rudólff-Kanabaj, podobnie, jak i druga, prezentowana na wspomnianym spotkaniu
koncepcja ze szkieletową konstrukcją, platformami i wieżą widokową, autorstwa
Niny Bloch-Budzyńskiej. Dwa głosy prowokujące do rozmowy o miejscu, przestrzeni
wspólnej, jej historycznej, aktualnej i możliwej funkcji. Oba te projekty
symbolicznie przywracały bryłę dawnego kościoła i oba obiekty, planowane były z
przeznaczeniem na cele przede wszystkim kulturalno-edukacyjne, z poszanowaniem
dawnego sacrum. Gdy patrzyłam na ten szklany kościół, od razu przypominała mi
się instalacja „Katedra”, która stanęła w miejscu dawnej świątyni podczas
jednej z edycji Skyway. Zbudowany przez estońskiego artystę Raoula Kurvitza
obiekt z drewna i szkła, wypełniony blaskiem świec i subtelną muzyką, był jak tajemniczy
portal, który przenosi odbiorcę w inny wymiar. Uchylał w widzu wewnętrzne drzwi
i przenikał duchowością. Jedni tylko przystawali, by zobaczyć, o co chodzi w
tej świetlnej propozycji, inni poddawali się i zatapiali w atmosferę nieomal
metafizyczną. Na te kilka festiwalowych dni kościół powrócił na dawne miejsce,
stając się tym razem świątynią sztuki. Była to dla mnie jedna z istotniejszych
instalacji, które dotąd oglądałam na Skyway. Autorka szklanej konstrukcji nie
mogła zainspirować się instalacją „Katedra”, bo jej projekt powstał o kilka lat
wcześniej. Nie sądzę też, by estoński artysta znał pracę dyplomową absolwentki
Politechniki Gdańskiej. Najwyraźniej to miejsce i unoszącą się nad nim aura inspiruje
do poszukiwań, by zagospodarować tę przestrzeń nie tylko rekreacyjnie, jak to
aktualnie wygląda, ale może również otwierając ją na sztukę. Nie ma strachu,
szklanego kościoła nie będzie. Choć ryzyko, że ktoś zechciałby dosłownie potraktować
ideę odtworzenia sacrum w tym miejscu istnieje. Pomysł, by zrekonstruować
gotycką świątynię na podstawie zachowanych szkiców i uczynić w tym miejscu…
kolumbarium padał z sali. I nie był to żart rodem ze świata Rolanda Topora.
A tak na poważnie, plac podominikański
to przestrzeń, która aż się prosi, by organizować tam koncerty i spektakle.
Zamiast budować po kilka scen na Rynku Staromiejskim, można postawić jedną tam.
Że na uboczu i ludzie nie przyjdą? Przyjdą.Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 28.02.2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz