środa, 1 marca 2017

Szkło kontra kolumbarium, czyli jak podnieść plac z ruiny


Wizja szklanego kościoła na placu podominikańskim może w pierwszym odruchu bulwersować lub zachwycać, szokować ewentualnie urzekać, krótko mówiąc, może rozgrzać nie tylko wyobraźnię, ale i dyskusję. I tak też się stało. Obrazek ze szklaną bryłą wpisaną w przestrzeń placu podominikańskiego zapowiadający kolejne spotkanie w ramach cyklu „Toruń miasto zabytków” zadziałał na internautów tak sugestywnie, że jedni byli w stanie bronić miejsca przed futurystyczną wizją, a drudzy z entuzjazmem powitaliby taką konstrukcję, choćby w najbliższym sezonie. Rozumiem to poruszenie nowatorskim obrazem, tą wzbudzoną obawę, że za chwilę znowu coś wybudują, zajmą, zagospodarują niebezpiecznie dużą ilością szkła i nie będzie oddechu, pauzy w przestrzeni, miejsca na odpoczynek. Tylko że ten niepokój można, co najwyżej, porównać do obawy przed przypadkowym spotkaniem na ulicy mordercy z powieści kryminalnej, której akcja osadzona jest w obrębie murów staromiejskich. Jedno i drugie jest fikcją. W tym wypadku fikcją architektoniczną, niegroźną, acz intrygującą. To praca dyplomowa Katarzyny Rudólff-Kanabaj, podobnie, jak i druga, prezentowana na wspomnianym spotkaniu koncepcja ze szkieletową konstrukcją, platformami i wieżą widokową, autorstwa Niny Bloch-Budzyńskiej. Dwa głosy prowokujące do rozmowy o miejscu, przestrzeni wspólnej, jej historycznej, aktualnej i możliwej funkcji. Oba te projekty symbolicznie przywracały bryłę dawnego kościoła i oba obiekty, planowane były z przeznaczeniem na cele przede wszystkim kulturalno-edukacyjne, z poszanowaniem dawnego sacrum. Gdy patrzyłam na ten szklany kościół, od razu przypominała mi się instalacja „Katedra”, która stanęła w miejscu dawnej świątyni podczas jednej z edycji Skyway. Zbudowany przez estońskiego artystę Raoula Kurvitza obiekt z drewna i szkła, wypełniony blaskiem świec i subtelną muzyką, był jak tajemniczy portal, który przenosi odbiorcę w inny wymiar. Uchylał w widzu wewnętrzne drzwi i przenikał duchowością. Jedni tylko przystawali, by zobaczyć, o co chodzi w tej świetlnej propozycji, inni poddawali się i zatapiali w atmosferę nieomal metafizyczną. Na te kilka festiwalowych dni kościół powrócił na dawne miejsce, stając się tym razem świątynią sztuki. Była to dla mnie jedna z istotniejszych instalacji, które dotąd oglądałam na Skyway. Autorka szklanej konstrukcji nie mogła zainspirować się instalacją „Katedra”, bo jej projekt powstał o kilka lat wcześniej. Nie sądzę też, by estoński artysta znał pracę dyplomową absolwentki Politechniki Gdańskiej. Najwyraźniej to miejsce i unoszącą się nad nim aura inspiruje do poszukiwań, by zagospodarować tę przestrzeń nie tylko rekreacyjnie, jak to aktualnie wygląda, ale może również otwierając ją na sztukę. Nie ma strachu, szklanego kościoła nie będzie. Choć ryzyko, że ktoś zechciałby dosłownie potraktować ideę odtworzenia sacrum w tym miejscu istnieje. Pomysł, by zrekonstruować gotycką świątynię na podstawie zachowanych szkiców i uczynić w tym miejscu… kolumbarium padał z sali. I nie był to żart rodem ze świata Rolanda Topora.
A tak na poważnie, plac podominikański to przestrzeń, która aż się prosi, by organizować tam koncerty i spektakle. Zamiast budować po kilka scen na Rynku Staromiejskim, można postawić jedną tam. Że na uboczu i ludzie nie przyjdą? Przyjdą.


Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej"  28.02.2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz