środa, 25 maja 2016

Jeszcze wciąż jesteśmy w Kontakcie


Idąc na spektakl otwarcia Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Kontakt czułam się trochę dziwnie mijając budynek Teatru Wilama Horzycy i kierując się ku sali widowiskowej w Centrum Kulturalno-Kongresowym Jordanki. Nie, nie dlatego, żebym coś miała przeciwko temu, że od kilku miesięcy, od czasu inauguracji tego miejsca, większość ważnych wydarzeń kulturalnych tu właśnie jest lokowana. Przeciwnie, przecież to, między innymi, potrzeby lokalowe Kontaktu stanowiły jeden z istotniejszych argumentów stojących za koniecznością powstania tej sali. Dziwne zatem byłoby, gdyby teraz festiwal nie zaznaczył w niej swojej obecności. Ale dlaczego zaraz inauguracja? Trochę prowokacyjne to moje zdziwienie, ale i trochę też symboliczna wydaje mi się ta sytuacja. Od dwudziestu pięciu lat, z małym wyjątkiem, festiwal zawsze rozpoczynał się na dużej scenie Teatru Wilama Horzycy, potem wychodził w miasto, wkraczając czasem, nawet w bardzo nieoczywiste przestrzenie, ale zaczynał się na deskach teatru, zaznaczając tu punkt centralny, miejsce wyjścia. Tym razem, Andrzej Churski otwierając festiwal, to na Jordankach zaprosił nas, widzów, na osiem dni z ciekawym teatrem w ciekawych czasach. Choć z drugiej strony, przeglądając program festiwalu, wybór „Wroga ludu” Ibsena w realizacji Thomasa Ostermeiera na spektakl otwierający, wydaje mi się być decyzją zrozumiałą i uzasadnioną, a powiedziałabym nawet, że jedynie słuszną. Technicznie raczej niemożliwy do pomieszczenia w budynku teatru, więc być może tylko dlatego padło na Jordanki. A może nie?
Czy zatem należy doszukiwać się w tym zapowiedzi jakiegoś nowego początku? To, że sala daje większe możliwości w prezentacji spektakli, to wydaje się oczywiste, ale czy też może mieć wpływ na zmianę w kierunku samego festiwalu? Ostatni rok był i nadal ciągle jest dla toruńskiego teatru czasem w organizacyjnym zawieszeniu, czasem przejściowym. Dotyczy to również festiwalu. Już na pierwszy rzut oka, czytając program, liczba spektakli i imprez towarzyszących może wydawać się, stałym bywalcom, dość skromna. Czy to jednak źle, czy niekoniecznie? Póki co, nie czas oceniać, bo to przecież nie ilość prezentacji stanowi o sile i jakości imprezy. A mając w pamięci, jeszcze niedawne zawirowania wokół finansowania festiwalu, to i tak ogromne brawa dla organizatorów, że udało im się spiąć to wszystko w całość. A przede wszystkim, utrzymać tą wyjątkową atmosferę wokół imprezy. Bo to właśnie ona, owa słynna, festiwalowa atmosfera, trudna do opisania, by nie popaść w banał, to ona wydaje się być tym niezmiennym elementem stanowiącym strunę, która łączy dotychczasowe edycje. Niewykluczone też, że to właśnie ona jest tą podstawową i niezbędną cząstką, szczególnym strażnikiem ciągłości imprezy. Kto wie, czy festiwalowi goście, przez tyle lat przyjeżdżaliby tak chętnie do Torunia, gdyby nie ta, niewidzialna składowa. I myślę, że przy potencjalnych zmianach kierunku imprezy, które mimo chwilowego zawieszenia, niewątpliwie nastąpią, należy pamiętać, by tak, jak dotąd, tej atmosfery nie zgubić. Bo to ona przez te wszystkie lata stanowiła grunt, pod to, co jest sednem tego festiwalu, pod kontakt. Póki co, jeszcze wciąż jesteśmy w Kontakcie.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 24.05.2016
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz