Podczas majowego weekendu
obserwowałam grupę turystów, którzy zatrzymali się przy wyjściu z bramy
Mostowej. Z zasłyszanej rozmowy wywnioskowałam, że na koniec szybkiego
zwiedzania, chcą jeszcze zobaczyć ową słynną panoramę miasta. Dwóch panów
przeszło na drugą stronę ulicy, weszli na pomost, popatrzyli, pokręcili głowami
i zawołali do pozostałych, że nie warto przechodzić, bo nic nie widać.
Zasugerowałam, że to trzeba na drugą stronę rzeki, żeby było widać.
Podziękowali. Czy przejechali na drugą stronę? Wątpię, spieszyli się, byli
przejazdem. Ale i tak wyjeżdżali pod sporym wrażeniem tego, co zobaczyli na,
tak zwany, pierwszy rzut oka. Być może jeszcze tu wrócą.
Kilka dni temu jeden z portali
internetowych opublikował wyniki głosowania na najpiękniejsze miasta w Polsce.
Nasze miasto znalazło się na wysokim, czwartym miejscu. Szczerze mówiąc, nie
dziwi mnie ta rosnąca, z rankingu na ranking, pozycja. Wcale nie dlatego, że
przemawia przeze mnie lokalna duma, ale mam wrażenie, że Toruń dołączył do
listy miejsc, które trzeba odwiedzić. Stał się może nie tyle modny, co
popularny. Od ponad trzech lat w weekendy, podczas sezonu, Stare Miasto
przeżywa czasem prawdziwe oblężenie. Złożyło się na to wiele elementów
promocji, choć niewątpliwie znaczący wpływ miał udział w serialu, który
uruchomił tę falę masowej ciekawości miejsca i to, poniekąd, ma teraz odbicie w
takich konkursach. Co wcale nie znaczy, że ta lokata w czołówce nie jest
zasłużona, przeciwnie. Toruń potrafi na gościach zrobić dobre wrażenie, nawet
jeśli nie zobaczy się owej słynnej panoramy. Ważne jednak, by na to dobre
wrażenie nie padało za dużo cieni przy bliższym poznaniu, które mogą nieco
zdeformować ten ładny obraz.
Sporo emocji od lat budzą
dyskusje o konieczności uporządkowania historycznej przestrzeni Starego Miasta
z chaosu wątpliwych estetycznie szyldów i reklam. W ostatnim czasie doszedł też
wątek sezonowych budek, nazywanych przez niektórych ogródkami. Ja dodałabym do
tego również witryny sklepów, banków, punktów usługowych, szczególnie przy reprezentacyjnych
ulicach. Czas, gdy sklepowe okna ubogacały stylowo kamienice, skończył się wraz
z obniżeniem roli handlu w dzielnicy staromiejskiej. Dziś witryny sklepów są
często estetyczną pochodną tandetnych szyldów, oknem zapchanym towarami z
informacją o permanentnej wyprzedaży lub wołaniem o wynajęcie. Te ostatnie
Biuro Toruńskiego Centrum Miasta, inspirując się łódzkim projektem sztuki w
witrynie, zamierza wypełnić artystyczną kreacją. Pomysł świetny. Miejmy
nadzieję, że uda się przekonać właścicieli pustych parterów do współdziałania z
artystami i oby ta współpraca nie była ulotnym, jednorazowym przedsięwzięciem,
ale iskrą, która może stymulować do większych zmian, nie tylko w pustostanach.
Bo czyż tanie buty i sukienki nie mogą mieć intrygującej wystawy? Może podsunąć
taki pomysł przedsiębiorcom już i rozszerzyć ideę sztuki w witrynie na sklepy
działające? Zdaję sobie sprawę z łatwości w snuciu pięknej, acz nieco utopijnej
wizji, która w zdarzeniu z praktyką, może okazać się pracą, tą z gatunku
herkulesowych, ale może warto spróbować? Wszak pierwsze, dobre wrażenie robi
się tylko raz, a sztuką jest utrzymać je jak najdłużej.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 10.05.2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz