Koszmary zasną ostatnie” to już
ostatni tom trylogii Roberta Małeckiego o przygodach toruńskiego dziennikarza
śledczego Marka Benera poszukującego swojej zaginionej żony Agaty. Niestety. Autor
uspokaja jednak, że jego bohater jeszcze powróci, zatem spokojnie można zatopić
się w lekturze, bez poczucia, że to pożegnanie. Zatopić i to w sensie zarówno
metaforycznym, bo od pierwszych stron trudno oderwać się od nurtu zdarzeń, jak
i dosłownym, bo książkę otwiera prolog z enigmatyczną sceną, w której auto z
Benerem w środku stacza się wprost do Wisły. Zanim dojdziemy do wyjaśnienia, co
naprawdę się wydarzyło, przemieszczamy się z bohaterem po Toruniu, dociekając
tajemnic dwóch zaginięć. Tym razem jeździmy głównie po lewobrzeżu. Chodzimy po
toruńskich fortach, a konkretnie po Forcie XI. Małecki opisuje obiekt tak
plastycznie, że czytelnik może ulec sugestii na tyle, że zaczyna nie tylko
widzieć dawne pomieszczenia militarne, ale i czuje ich aktualny zapach. Pojawia
się też wzmianka o nowo powstającym Muzeum Twierdzy Toruń. Nie bez komentarza,
że mało ono zmieni w losach niszczejących obiektów, pereł dziewiętnastowiecznej
fortyfikacji. Poza tym wpadamy do Lubicza i Zajazdu „Polska”, przemierzamy kilometry
krajową piętnastką do Pluskowęs i zaglądamy do pałacu położonego nieopodal drogi. W tle
pojawia się wątek mobbingu i to gdzie? W toruńskiej kulturze.
Nie ma tu ani grama słownej waty,
która wypełniałaby strony, by odsuwać czytelnika od rozwiązania, zajmować jego
uwagę niekoniecznymi opisami, tylko po to, by odwlec finał. Nie ma żadnej
zbędnej postaci, żadnego przypadku. Każda osoba, która się pojawia, wnosi coś istotnego
do akcji. Przybliża lub gmatwa tropy tak, że czytelnik ma poczucie niezwykłej precyzji,
z jaką autor skonstruował swoją powieść kryminalną. A to wszystko przyprawione
lokalnymi i literackimi smaczkami. Jak choćby wypożyczenie do powieści
policjanta Leona Brodzkiego, bohatera serii kryminalnej autorstwa Marcela
Woźniaka. Czy też autoironiczne oko puszczone do czytelników w zdaniu: „Toruńscy
autorzy kryminałów – to brzmiało tak, jakby to byli co najmniej skamandryci.”
Urocze.
Przez trzy części serii
obserwujemy jaką transformację przechodzi bohater, Marek Bener, ale zmienia się
nie tylko on. Rozwija się też autor. Teraz to naprawdę pierwsza liga gatunku. Czytając
ostatni kryminał Roberta Małeckiego, przekonuję się również do myśli, która od jakiegoś
czasu kołacze się po mojej głowie i nachalnie powraca, że dziś prawdę o mieście
można przemycić tylko w fikcji. I niech każdy sobie to zdanie tłumaczy, jak
chce. A do lektury książki „Koszmary zasną ostatnie” mocno zachęcam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz