Album „Toruń i Wisła” to
wydawnictwo wyjątkowe. Nad jego koncepcją pracowali wspólnie Ryszard
Stachowiak, Jacek Kiełpiński i Marcin Karasiński. I jest on chyba pierwszą
publikacją, która tak wnikliwie śledzi wątki miasta z rzeką od prapoczątków do
dziś. To dziś jest dosłowne, bo historię o relacji królowej rzek z Toruniem
kończy ubiegłoroczny Festiwal Wisły. Aż dziwne, że nikt wcześniej nie pochylił
się nad tym tematem. Często pomijamy w myśleniu o czasie przeszłym rolę rzeki, a
bezsprzecznie, gdyby nie ona, miasto nie mogłoby się szczycić dziedzictwem
sięgającym prawie ośmiu wieków. Jacek Kiełpiński, autor tekstu, brawurowo
opowiada historię naszego miasta posadowionego nad rzeką, z której to czyni główną
bohaterkę opowieści. Momentami można odnieść wrażenie, że jakiego byśmy
toruńskiego tematu nie dotknęli, to z automatu wyskakuje tam powiązanie z
Wisłą. W jednym z pierwszych zdań książki Kiełpiński stawia tezę, że gdyby nie
Wisła, nie byłoby Torunia, gotyku, Kopernika i piernika. I trudno się z nim nie
zgodzić, choć brzmi to w pierwszej chwili nieco kontrowersyjnie. Relacje rzeki
i miasta z handlem są oczywiste, ale jak wiele, niedostrzeganych dziś,
następstw z tego płynęło, już niekoniecznie. A to zmienia perspektywę. Idąc
dalej, autor podsuwa nam inny, dyskusyjny wątek, że tradycje morskie, to nie
tylko czas dwudziestolecia międzywojennego i Oficerskiej Szkoły Marynarki
Wojennej, ale już dużo wcześniej. Jakkolwiek to zabrzmi, opowiada się za
hipotezą, że w średniowieczu mieliśmy tu port morski, ponieważ dopływały tu
mniejsze kogi morskie przy wyższej wodzie. A jakże. Takich smaczków
narracyjnych jest znacznie więcej, a że Kiełpiński kondensuje swoją opowieść do
krótkiej formy, dalej to gwarancję, że nie tylko album się obejrzy, ale i
przeczyta.
Podejrzewam, że ten album może
zaskoczyć niejednego torunianina i nie tylko historią miasta opowiadaną z innej
perspektywy, ale przede wszystkim zebranym materiałem ilustracyjnym. Zdjęcia,
mapy, rysunki pochodzą ze zbiorów wielu instytucji i osób prywatnych. Spore
wrażenia robią malarskie ujęcia rzeki, barek i ludzi zatrzymane w kadrze przez Hugo
Chilla na przełomie wieków. Czy też kula czasu, ciekawostka widoczna na
zdjęciach i karcie pocztowej. Nie brakuje też zdjęć sentymentalnych z
prywatnych albumów, z plaży, z kajaków, czy z imprez nad Wisłą. Mnie na dłuższą
chwilę zatrzymało zdjęcie z kontrpochodu z 1 maja 1982. Taki ślad historii
współczesnej, która też wydarzyła się nad Wisłą.
Na okładce albumu widzimy piątkę
dzieci leżących na plaży, na wysokości Zamku Dybów. Za ich plecami Wisła i
Toruń. Niewykluczone, że już w tym roku, podobne zdjęcia będą sobie mogły robić
kolejne pokolenia torunian, gdy powstanie ponownie w tym miejscu plaża. I podejrzewam,
że nieprzypadkowo to właśnie zdjęcie znalazło się na okładce. Bo album opowiada
nie tylko o historii, jak to przez wieki miasto bogaciło się dzięki rzece, ale
i wskazuje kierunek, że nowe, turystyczne i rekreacyjne otwarcie się na Wisłę
może przynieść miastu i regionowi wymiernych korzyści również dziś. Album
„Toruń i Wisła” to pozycja obowiązkowa.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 09.01.2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz