wtorek, 9 stycznia 2018

Miasto widziane z brzegu rzeki w albumie „Toruń i Wisła”


Album „Toruń i Wisła” to wydawnictwo wyjątkowe. Nad jego koncepcją pracowali wspólnie Ryszard Stachowiak, Jacek Kiełpiński i Marcin Karasiński. I jest on chyba pierwszą publikacją, która tak wnikliwie śledzi wątki miasta z rzeką od prapoczątków do dziś. To dziś jest dosłowne, bo historię o relacji królowej rzek z Toruniem kończy ubiegłoroczny Festiwal Wisły. Aż dziwne, że nikt wcześniej nie pochylił się nad tym tematem. Często pomijamy w myśleniu o czasie przeszłym rolę rzeki, a bezsprzecznie, gdyby nie ona, miasto nie mogłoby się szczycić dziedzictwem sięgającym prawie ośmiu wieków. Jacek Kiełpiński, autor tekstu, brawurowo opowiada historię naszego miasta posadowionego nad rzeką, z której to czyni główną bohaterkę opowieści. Momentami można odnieść wrażenie, że jakiego byśmy toruńskiego tematu nie dotknęli, to z automatu wyskakuje tam powiązanie z Wisłą. W jednym z pierwszych zdań książki Kiełpiński stawia tezę, że gdyby nie Wisła, nie byłoby Torunia, gotyku, Kopernika i piernika. I trudno się z nim nie zgodzić, choć brzmi to w pierwszej chwili nieco kontrowersyjnie. Relacje rzeki i miasta z handlem są oczywiste, ale jak wiele, niedostrzeganych dziś, następstw z tego płynęło, już niekoniecznie. A to zmienia perspektywę. Idąc dalej, autor podsuwa nam inny, dyskusyjny wątek, że tradycje morskie, to nie tylko czas dwudziestolecia międzywojennego i Oficerskiej Szkoły Marynarki Wojennej, ale już dużo wcześniej. Jakkolwiek to zabrzmi, opowiada się za hipotezą, że w średniowieczu mieliśmy tu port morski, ponieważ dopływały tu mniejsze kogi morskie przy wyższej wodzie. A jakże. Takich smaczków narracyjnych jest znacznie więcej, a że Kiełpiński kondensuje swoją opowieść do krótkiej formy, dalej to gwarancję, że nie tylko album się obejrzy, ale i przeczyta.
Podejrzewam, że ten album może zaskoczyć niejednego torunianina i nie tylko historią miasta opowiadaną z innej perspektywy, ale przede wszystkim zebranym materiałem ilustracyjnym. Zdjęcia, mapy, rysunki pochodzą ze zbiorów wielu instytucji i osób prywatnych. Spore wrażenia robią malarskie ujęcia rzeki, barek i ludzi zatrzymane w kadrze przez Hugo Chilla na przełomie wieków. Czy też kula czasu, ciekawostka widoczna na zdjęciach i karcie pocztowej. Nie brakuje też zdjęć sentymentalnych z prywatnych albumów, z plaży, z kajaków, czy z imprez nad Wisłą. Mnie na dłuższą chwilę zatrzymało zdjęcie z kontrpochodu z 1 maja 1982. Taki ślad historii współczesnej, która też wydarzyła się nad Wisłą.
Na okładce albumu widzimy piątkę dzieci leżących na plaży, na wysokości Zamku Dybów. Za ich plecami Wisła i Toruń. Niewykluczone, że już w tym roku, podobne zdjęcia będą sobie mogły robić kolejne pokolenia torunian, gdy powstanie ponownie w tym miejscu plaża. I podejrzewam, że nieprzypadkowo to właśnie zdjęcie znalazło się na okładce. Bo album opowiada nie tylko o historii, jak to przez wieki miasto bogaciło się dzięki rzece, ale i wskazuje kierunek, że nowe, turystyczne i rekreacyjne otwarcie się na Wisłę może przynieść miastu i regionowi wymiernych korzyści również dziś. Album „Toruń i Wisła” to pozycja obowiązkowa.

Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej"  09.01.2018

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz