piątek, 19 stycznia 2018

Czy ekostrefa pomoże strefie zamieszkania na Starym Mieście?


Kilka dni temu media obiegła wiadomość, że kilka miasta w Polsce jest zainteresowane tym, by skorzystać z możliwości wprowadzenia strefy czystego transportu, czyli w praktyce pobierać opłaty za wjazd do swoich centrów. Wśród tych miast jest i Toruń. Jednocześnie natychmiast poszedł nieco uspokajający komunikat z naszego magistratu, że pomysł tych ekostref jest na razie w fazie analizy, że do wprowadzenia jeszcze długa droga i jeśli już, to dotyczyłby tylko zespołu staromiejskiego, bo na osiedlach przecież byłoby trudno o takie strefy. Na osiedlach? Jak to? Pewnie niektórzy się zdziwili. Wróćmy jednak na Starówkę. Czy potrzebna jest tu ekostrefa? Jeśli tak, to komu i dlaczego jest ona potrzebna? Poza oczywiście poprawą jakości powietrza, bo taka jest pierwotna intencja. Czy nie chodzi tu czasem o to, by ograniczając liczbę aut parkujących gdzie bądź na Starym Mieście, jednocześnie opanować chaos, który trwa tu nieprzerwalnie od kilku lat? Nie bez znaczenia jest pewnie i wątek ekonomiczny, w końcu opłaty za wjazd zasilą budżet gminy. A to, że konsekwencje ekostrefy niewątpliwie w pierwszej kolejności dotkną starówkowy biznes, to już mniejsza.

Gdy czytałam o tym pomyśle, pojawiło się pytanie, a co z inną strefą, strefą zamieszkania?  Zapowiadana tak szumnie i z przytupem przez BTCM pół roku temu, że rozwiąże nadmiar samochodów na ulicach, szczególnie tych parkujących nieprawidłowo i wprowadzi przyjazną przestrzeń dla mieszkańców i odwiedzających. Założenie było słuszne i rekomendowane już pięć lat wcześniej w raporcie Restartu. Niewątpliwie ta zmiana była potrzebna. Ale już w pierwszych dniach po wprowadzeniu, zaczęły pojawiać się wątpliwości, czy ona, aby faktycznie jest na lepsze. Starówkowa grupa dyskusyjna na facebooku, mimo moderacji, przegrzewała się wtedy od skarg, uwag, zdjęć i propozycji korekt do nowych rozwiązań. Urzędnicy z interwencjami odsyłali internautów do Straży Miejskiej, korekty wprowadzali. Starali się studzić i uspokajać nastroje, a przede wszystkim, wywarzyć proporcje. Przecież nie mogło być tak, że instytucja, która prowadzi grupę dyskusyjną, ciągle zbiera na niej baty. Mam wrażenie, że wokół strefy zamieszkania cały czas toczy się gra, magistrat kontra mieszkańcy i jest to gra na znudzenie przeciwnika, czyli mieszkańców. Ta taktyka, jak obserwuję, jest słuszna, bo i ostatnio mieszkańcy przestali już tak bardzo marudzić, że samochody stoją poza miejscami wyznaczonymi na Łaziennej, czy Wysokiej. I nie dlatego, że auta faktycznie stamtąd zniknęły, nie. Mieszkańcy widzą, że te ich zgłoszenia, uwagi i komentarze nic nie zmienią. Samochody na Łaziennej, Wysokiej i w wielu innych miejscach niedozwolonych nadal stoją, blokując przejścia i chodniki. Ale ile można robić zdjęć, ile wykonywać telefonów z interwencją, gdy widać brak zmiany. To może pogłębiać bezradność i frustrację. A problem chaosu parkujących samochodów szczególnie wieczorem i w weekendy nie dość, że nie znika, to nawet się powiększa. Gdyby do tego dodać jeszcze fakt, że prędkość, z którą się poruszają auta na niektórych ulicach objętych strefą, daleko przekracza dopuszczalną, trzeba by uznać, że strefa zamieszkania nie tylko nie funkcjonuje tak, jak zakładano, ale i nosi znamiona fiaska. Zatem potrzeba zmiany sytuacji „wisi w powietrzu” i niewykluczone, że pretekstem do tej zmiany będzie właśnie powietrze, czyste powietrze.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej"  16.01.2018

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz