Dziesięć lat temu podczas finału
WOŚP z podtoruńskich Piwnic został wysłany w kosmos sygnał radiowy. W ten
sposób toruński sztab zainicjował, przy pomocy radioastronomów i pracowników
Planetarium, światełko do nieba dla całej Polski na antenie telewizji
publicznej. Było to zdarzenie bez precedensu. I wcale nie dlatego, że żadne
inne miasto, ani wcześniej, ani później, poza stolicą nie miało przywileju
rozpoczynania światełka do nieba na antenie ogólnopolskiej. Zdarzyło się wtedy
coś bardziej spektakularnego. Nikt wcześniej w Polsce nie wyemitował
zamierzonego sygnału w przestrzeń pozaziemską. Pierwszy i chyba jedyny dotąd
został nadany podczas tamtego finału. Ten sygnał nie był jakąś symboliczną
zabawą, można wręcz powiedzieć, że był to historyczny eksperyment naukowy,
przeprowadzony zgodnie ze wszystkimi procedurami. Astronomowie są raczej
ostrożni w nadawaniu informacji w przestrzeń kosmosu, ich praca badawcza
nakierowana jest przede wszystkim na nasłuchiwanie, ale wtedy podchwycili
pomysł sztabu, by tak śmiałym i awangardowym działaniem włączyć się w
orkiestrowe granie. Radioteleskop wyemitował binarny zapis rysunku
przedstawiającego dwójkę trzymających się za ręce dzieci, dziewczynkę i
chłopca, wpisanych w serce. Symboliczny obrazek ilustrujący ideę WOŚP poleciał
w kierunku Syriusza, niosąc przesłanie nie tylko w naszym imieniu, ale w
imieniu całej ludzkości. Choć pobrzmiewa to nieco patosem, tak właśnie jest,
gdy wysyła się oficjalny i zamierzony sygnał w kosmos.
Jeszcze nie tak dawno nie do
pomyślenia było, by w publicznych mediach podawać w wątpliwość ideę WOŚP.
Napiętnować nieuczciwych wolontariuszy, naciągaczy i przebierańców, owszem, ale
powątpiewać w sens grania Orkiestry i jej pożytek społeczny, niemożliwe. A
jednak. W tym roku publiczna telewizja nie będzie uczestniczyć w finale. Po
dwudziestu pięciu latach TVP odseparowała się od inicjatywy, którą sama dotąd
współtworzyła. Patrząc na to, w jaki sposób w ostatnim czasie próbuje się
działania WOŚP spłaszczać, a nawet zohydzać, nie sądzę, że dla kogoś ta
informacja jest zaskoczeniem. Kto na tym straci? Czy WOŚP? Nie sądzę.
Niewykluczone, że dla Orkiestry opuszczenie publicznej telewizji może być
błogosławieństwem, ożywczym impulsem, choć pozornie dziś może to wyglądać na
szykanę. Podejrzewam również, że ta sytuacja przyczyni się do jeszcze
większego, niż rok temu, sukcesu finansowego zbiórki w przyszłą niedzielę.
Akcja „Dam więcej na WOŚP” od kilku tygodni śmiga po mediach społecznościach, a
one mają dziś dużo większą siłę niż te publiczne, narodowe. Zatem przypuszczam,
że o zawartość puszek nie powinniśmy się niepokoić. Choć dla pewności warto
wrzucić coś od siebie, niekoniecznie więcej, ale dokładnie tyle ile możemy.
Wtedy nikt nie straci, a zyskamy wszyscy.
Przypomniałam ten finał sprzed
dziesięciu lat, nie po to, by dać upust sentymentalnym reminiscencjom, ale by
przywołać obraz, który symbolicznie pokazuje siłę jednoczenia różnych środowisk
przez Orkiestrę i wspólnie robienia rzeczy niecodziennych. Idea WOŚP już dawno
przedostała się poza ziemską atmosferę, więc możemy być spokojni, że przebije
się również przez zawiści i złorzeczenia. Miłość, przyjaźń, muzyka, po prostu.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 10.01.2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz