wtorek, 16 sierpnia 2016

Rowerzystę na deptaku, niczym rzadkiego pokemona, trudno złapać


„Pani też łapie pokemony?” Zapytali mnie dwaj młodzi rowerzyści, około dziesięcioletni chłopcy. Było to na skraju Wielewskiej Kalwarii, na Kaszubach. I już miałam zwrócić im uwagę, że właśnie minęli znak, który zabrania wjazdu rowerami na teren kalwarii, ale pokiwałam tylko przecząco głową. „My łapiemy. Chce pani zobaczyć?” Chciałam. Pokazali mi całą kolekcję w telefonie. Przy okazji wyjaśnili zasady tej popularnej gry. Opowiedzieli o pokemonach wykluwających się z jajek po przejściu lub przejechaniu odpowiedniej liczby kilometrów, o pojedynkach i o przejmowaniu. Faktycznie można się wciągnąć. Między wywodem o miejscach, w których można je najczęściej spotkać, a rodzajami tych osobników, poprosiłam, by jednak nie jeździli tam gdzie są zakazy, bo ktoś na nich zapoluje, jak oni na pokemony i wlepi mandat. Trochę się zdziwili, dotąd nie patrzyli za bardzo na znaki, głównie łapali pokemony, ale obiecali pamiętać. I tak zawiązała się między nami całkiem sympatyczna, wakacyjna znajomość. Ciekawe, czy zaprzyjaźnilibyśmy się, gdybym na samym początku zrugała ich za te rowery? Bardzo wątpliwe. Przez kolejne dni spotykaliśmy się przypadkowo w różnych miejscach, bo to mała miejscowość i za każdym razem z daleka machali spiesząc z informacją o postępach w grze. Nie widziałam już, żeby jeździli, tam gdzie były zakazy. „A co będzie, jak wszystkie je złapiecie?” Zapytałam przed odjazdem. „Ich się nie da wszystkich złapać, zawsze będą.”
W ubiegłym tygodniu usłyszałam bardzo podobne zdanie z ust Strażnika Miejskiego, ale nie chodziło o pokemony, tylko o rowerzystów jeżdżących ulicą Szeroką. Po tym, jak spacerując deptakiem minęła mnie i idący obok patrol, grupa rowerzystów, zapytałam Strażnika Miejskiego, czy czasem, to nie jest tak, że tu jeździć rowerem nie można. Przytaknął. Zatem dlaczego ich nie upomniał? „Dostaliśmy taki przykaz, ale wie pani, ich się nie da wszystkich złapać…” Pomyślałam, że chyba panowie mają nadzieję na zawarcie jakichś miłych znajomości na służbie, a ostre pouczanie mogłoby to utrudnić. Ale po chwili dodał: „Albo powiedzą, że tam z Garbar wyjechali, i że mogą. I co?” W tym samym momencie przejechała trójka na rowerach miejskich, nie jechali ani z Małych, ani z Wielkich Garbar, jechali dostojnie z Rynku Staromiejskiego. Wyglądali tak, jakby rower miejski miał specjalną przepustkę na główny deptak. A może ma, tylko ja po prostu nic o tym nie wiem?
Rowerzyści na Szerokiej to spory problem, szczególnie, że w sezonie deptak pusty nie jest i o potrącenia nietrudno. I nie jest istotne, czy ktoś jedzie szybko czy wolno, prosto czy slalomem, zakaz jest zakaz. Trochę dziwi mnie brak reakcji służb mundurowych w egzekwowaniu tego zakazu i narażaniu spacerujących, w tym sporej części turystów, na niebezpieczeństwo. Może faktycznie błędem było dopuszczenie możliwości przecinania deptaka, bo widać, że otworzyło to furtkę do przyzwolenia na poruszanie się po całej długości Szerokiej. Jestem bardzo ciekawa, czy podczas zbliżającego się festiwalu Skyway rowerzyści też będą szusować pośród tłumu, a mundurowi w tym czasie będą rozkładać ręce, że wszystkich nie da się złapać. Pokemonów też podobno wszystkich nie da się złapać, ale wielu próbuje.

Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej"  16.08.2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz