„Pani też łapie pokemony?”
Zapytali mnie dwaj młodzi rowerzyści, około dziesięcioletni chłopcy. Było to na
skraju Wielewskiej Kalwarii, na Kaszubach. I już miałam zwrócić im uwagę, że
właśnie minęli znak, który zabrania wjazdu rowerami na teren kalwarii, ale
pokiwałam tylko przecząco głową. „My łapiemy. Chce pani zobaczyć?” Chciałam.
Pokazali mi całą kolekcję w telefonie. Przy okazji wyjaśnili zasady tej
popularnej gry. Opowiedzieli o pokemonach wykluwających się z jajek po
przejściu lub przejechaniu odpowiedniej liczby kilometrów, o pojedynkach i o
przejmowaniu. Faktycznie można się wciągnąć. Między wywodem o miejscach, w
których można je najczęściej spotkać, a rodzajami tych osobników, poprosiłam,
by jednak nie jeździli tam gdzie są zakazy, bo ktoś na nich zapoluje, jak oni
na pokemony i wlepi mandat. Trochę się zdziwili, dotąd nie patrzyli za bardzo
na znaki, głównie łapali pokemony, ale obiecali pamiętać. I tak zawiązała się
między nami całkiem sympatyczna, wakacyjna znajomość. Ciekawe, czy
zaprzyjaźnilibyśmy się, gdybym na samym początku zrugała ich za te rowery?
Bardzo wątpliwe. Przez kolejne dni spotykaliśmy się przypadkowo w różnych
miejscach, bo to mała miejscowość i za każdym razem z daleka machali spiesząc z
informacją o postępach w grze. Nie widziałam już, żeby jeździli, tam gdzie były
zakazy. „A co będzie, jak wszystkie je złapiecie?” Zapytałam przed odjazdem.
„Ich się nie da wszystkich złapać, zawsze będą.”
W ubiegłym tygodniu usłyszałam
bardzo podobne zdanie z ust Strażnika Miejskiego, ale nie chodziło o pokemony,
tylko o rowerzystów jeżdżących ulicą Szeroką. Po tym, jak spacerując deptakiem
minęła mnie i idący obok patrol, grupa rowerzystów, zapytałam Strażnika
Miejskiego, czy czasem, to nie jest tak, że tu jeździć rowerem nie można.
Przytaknął. Zatem dlaczego ich nie upomniał? „Dostaliśmy taki przykaz, ale wie
pani, ich się nie da wszystkich złapać…” Pomyślałam, że chyba panowie mają
nadzieję na zawarcie jakichś miłych znajomości na służbie, a ostre pouczanie
mogłoby to utrudnić. Ale po chwili dodał: „Albo powiedzą, że tam z Garbar
wyjechali, i że mogą. I co?” W tym samym momencie przejechała trójka na
rowerach miejskich, nie jechali ani z Małych, ani z Wielkich Garbar, jechali
dostojnie z Rynku Staromiejskiego. Wyglądali tak, jakby rower miejski miał
specjalną przepustkę na główny deptak. A może ma, tylko ja po prostu nic o tym
nie wiem?
Rowerzyści na Szerokiej to spory
problem, szczególnie, że w sezonie deptak pusty nie jest i o potrącenia
nietrudno. I nie jest istotne, czy ktoś jedzie szybko czy wolno, prosto czy
slalomem, zakaz jest zakaz. Trochę dziwi mnie brak reakcji służb mundurowych w
egzekwowaniu tego zakazu i narażaniu spacerujących, w tym sporej części
turystów, na niebezpieczeństwo. Może faktycznie błędem było dopuszczenie
możliwości przecinania deptaka, bo widać, że otworzyło to furtkę do
przyzwolenia na poruszanie się po całej długości Szerokiej. Jestem bardzo
ciekawa, czy podczas zbliżającego się festiwalu Skyway rowerzyści też będą
szusować pośród tłumu, a mundurowi w tym czasie będą rozkładać ręce, że
wszystkich nie da się złapać. Pokemonów też podobno wszystkich nie da się
złapać, ale wielu próbuje.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 16.08.2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz