wtorek, 9 sierpnia 2016

Maria z Wodzińskich Orpiszewska przyciąga do Kłóbki


Do dworu w Kłóbce wybierałam się od roku, dokładnie od chwili otwarcia przez Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku tego odrestaurowanego obiektu. Bardzo byłam ciekawa, jak wygląda dziś to podniesione z ruiny miejsce, w którym ostatnie lata życia spędziła narzeczona Chopina. Nie rozczarowałam się. Dwór już z daleka wygląda okazale, a gdy wejdzie się do środka, to nie ma się wątpliwości, że to perła Kujaw. Wnętrza zostały odtworzone z niezwykłą starannością, przywołując stan sprzed drugiej wojny światowej, tak jak zapamiętała je Antonina Orpiszewska, wdowa po ostatnim właścicielu majątku. Z dawnego dworu zachowało się zaledwie kilka obrazów, tak też wszystkie meble oraz inne eksponaty, które przywołują dawny klimat tego miejsca, są efektem żmudnej, poszukiwawczej pracy muzealników. Przyznam szczerze, że byłam pod sporym wrażeniem pracy Krystyny Kotuli, autorki wszystkich ekspozycji w tym miejscu. To dzięki niej, przechodząc przez kolejne pomieszczenia, nietrudno wczuć się w atmosferę ziemiańskiego dworu początków ubiegłego wieku, a przy okazji odbyć krótką lekcję historii naszego kraju zapisaną w dziejach kilku pokoleń rodu Orpiszewskich. Mamy tam powstańców, od kościuszkowskich do warszawskich, uczestników Wielkiej Emigracji, zesłańców, pisarzy, ale mamy tam też i ją, Marię Wodzińską primo voto Skarbkową secundo voto Orpiszewską. Niewątpliwie to właśnie ona jest dla wielu tym magnesem, który przyciąga do Kłóbki. Narzeczona Chopina, muza Słowackiego, malarka, fortepianistka, wyjątkowa kobieta swojego czasu, legenda. W końcu doczekała się miejsca, gdzie gromadzone są pamiątki po niej. W różowej sali spogląda na widzów eterycznie z portretu i miałam wrażenie, że ciągle jeszcze próbuje uwodzić. A to kawałkiem koronki brabanckiej z wyprawy ślubnej, a to subtelnym nożykiem do listów z monogramem, a to karnecikiem balowym. Takie okruchy materialnych śladów, jakie zostawia nam, potomnym w muzealnej gablocie romantyczna muza. Ale Wodzińska, to nie tylko muza, to też artystka i jej prac nie mogło zabraknąć w tym miejscu. Znajdziemy tam też zdjęcia starszej pani, tak to też ona, na ganku w Kłóbce, jakże niepodobna do tej młodej panny, o której Słowacki pisał czarnobrewa. Pamiątek po Marii wciąż przybywa i już w niedługim czasie ekspozycja ma powiększyć się o odnalezione jej listy pisane z Florencji i Kłóbki. Myślę, że to może być niezła gratka dla badaczy romantyzmu. Kto wie, co jest w tych listach?
Muszę natomiast rozczarować tych, którzy zamierzają wybrać się do Kłóbki, by szukać śladów Chopina. Czy Fryderyk tam był? Niewykluczone, ale z pewnością nie spotykał się w rozłożystym parku, nad zarośniętym stawem ze swoją narzeczoną Marią. Nie mógł tego robić z prostej przyczyny, Wodzińska lub może lepiej już wtedy Orpiszewska, osiadła tam po śmierci kompozytora. Miejscowi opowiadali mi, że ostatnio coraz więcej przyjezdnych pyta, gdzie tu chodził Chopin i czy to prawda, że w dworku jest jego ręka. Nie ma, zapewniam.
Dworek w Kłóbce zawsze słynął z gościnności i mimo tylu zawirowań losu, to się nie zmieniło. Wiem, że jeszcze tam wrócę i szczerze polecam, bo warto przejechać te kilkadziesiąt kilometrów, by zobaczyć perłę Kujaw osobiście.

 Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej"  09.08.2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz