Temat zbyt małej liczby ławek na
Starym Mieście wraca jak bumerang od kilku wiosen. Jednak wraz z końcem lata cichnie,
by po kilku miesiącach znowu powrócić. Ta sytuacja trochę przypomina rozmowę
echa samego ze sobą. Głos odbija się od skał, powraca i sam sobie odpowiada,
niewiele zmieniając. Ławki niby są, a gdy chce się usiąść, to jakoś ich nie ma.
Kilka lat temu, jeszcze przed okresem boomu rewitalizacji i dekoracji dzielnicy
staromiejskiej w małą architekturę, można było sobie spokojnie przysiąść
podczas spaceru deptakiem, czy to u wylotu ulicy Mostowej, czy Szczytnej. Fakt,
często spotykało się tam również miejscowych degustatorów tanich win, a że do
sklepu z alkoholem było na wyciągnięcie ręki, to jedna z ławek była praktycznie
przedłużeniem działu monopolowego. W sumie nie ma się co dziwić, panowie byli u
siebie, w swojej dzielnicy, na swojej ławeczce. Gdybyśmy ich oglądali w serialu
telewizyjnym, to stanowiliby rozweselający element fabuły okraszony mądrością
życiową, tu tworzyli dysonans estetyczny, do usunięcia wraz z ławkami. Najpierw
odstawiono do remontu te ze Szczytnej, a potem zniknęły te z Mostowej. Po
rewitalizacji deptaka zamiast ławek pojawiły się historyczne tablice, a
miejscowych pijaczków zastąpili kloszardzi. Dawno już nie słyszałam, wchodząc
ze Szczytnej w Szeroką charakterystycznego, głębokiego tembru: „kierowniczko,
złotóweczkę”, za to niejednokrotnie widziałam bezdomnych załatwiających swoje potrzeby
fizjologiczne na oczach przechodniów. Zatem może jednak to nie ławki generują
problemy, a tym bardziej ich nie rozwiązują.
W ubiegłym roku podczas festiwalu
Skyway na ulicy Szerokiej stanęły imponujące „Bukiety abażurów”. Piękne,
mieniące się kolorami lampy połączone z siedziskami, wyglądały jak meble, tyle
że w nieco większym rozmiarze, miejskim. Ludzie chętnie robili sobie zdjęcia na
tle kolorowych świateł abażurów, ale jeszcze chętniej przysiadali. Zarówno w
nocy, jak i w dzień. Wiele osób korzystało z okazji, by chwilę posiedzieć na
deptaku, tak zwyczajnie, niekoniecznie przy kawie, czy herbacie. Oczywiście,
klientów sklepu monopolowego również nie brakowało. Siedzieli sobie spokojnie,
sącząc piwo, przy cichej akceptacji Straży Miejskiej, w końcu nie codziennie
mamy taką atrakcję w mieście. I tak przez te kilka festiwalowych dni mogliśmy
się cieszyć nie tylko kolorowym światłem, ale też bardzo atrakcyjnym meblem,
który nie dość, że okazał się funkcjonalny, to jeszcze świetnie wkomponował w
historyczną przestrzeń. Czy nie mogłoby tak być przez cały sezon letni?
Wiosną BTCM informowało, że Staremu
Miastu przybędzie dwanaście ławek, stanęło ich o kilka więcej, a mimo to głosy,
że wciąż jest ich za mało, nie milkną. Liczba osób odwiedzających Starówkę ciągle
wzrasta i chętnych, by przysiąść niekoniecznie w ogródku gastronomicznym, jest
coraz więcej. A może faktycznie dobrym rozwiązaniem byłyby sezonowe instalacje
do siedzenia na deptaku? I atrakcyjnie i funkcjonalnie. Ostatnio na Szerokiej
pojawiła się jedna, samotna ławka. Wprawdzie nie jest to instalacja i bardziej
wygląda, jakby ją ktoś tam zostawił przez przypadek, ale i tak dobrze, że jest.
Niczym pierwsza jaskółka, co to wiosny nie czyni, ale nadzieję już niesie.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 23.08.2016