„Mnie się
podobają melodie, które już raz słyszałem. To poprzez reminiscencje. Jakże może
mi się podobać piosenka, którą pierwszy raz słyszę?” Każdy chyba zna tą
ponadczasową prawdę klasyka Mamonia, która nieomal w syntetyczny sposób
wyjaśnia bardzo skomplikowane procesy zachodzące w ludzkim umyśle. Poszukiwanie
stabilnej deski ratunkowej w nieustannie zmieniającej się rzeczywistości. Można
wręcz powiedzieć, że w tych kilku słowach Mamoń zawiera receptę na bezstresowe trwanie
ludzkości lub choćby jakiejś jej części, zapewne wcale nie takiej małej. Opór
przed nowym, to podobno naturalny stan umysłu. Owo nowe, to zmiana, a zmiana to
niepewność, destabilizacja, być może nawet zagrożenie. Taka sytuacja zmusza do
czujności, analizy, nieustannego dostrajania się, adaptacji. Co innego, gdy to
nowe jest efektem zmiany, owszem, ale przywołuje znane z przeszłości echa. Delikatne
reminiscencje. Takie właśnie mam pierwsze skojarzenia, gdy słyszę o
zapowiedziach powrotu do ramówki TVP „Sondy”, Wielkiej gry”, czy „Pegaza”. Z
jednej strony, aż chce mi się przytaknąć, być może i dobra ta zmiana, bo
przywołane tytuły od razu otwierają ciąg całkiem dobrych skojarzeń. Myślę, że
nie tylko w mojej pamięci pozostały przede wszystkim czołówki tych programów,
może też twarze prowadzących, takie sympatyczne okruchy czasu przeszłego. Choć
szczerze mówiąc, „Sondę” pamiętam bardzo mgliście, za to „Pegaza”, czy „Wielką
grę” już całkiem dobrze, może dlatego, że programy te zeszły z anteny stosunkowo
nie tak dawno, ewaluowały razem ze zmieniającą się telewizją. Przywołanie
obrazu studia „Wielkiej gry” nie jest trudne, ta niezmienna przez wiele lat
scenografia, z charakterystycznym kołem, które niespiesznie wyznaczało rytm teleturnieju
wbiła się w moją pamięć mocno. Jednak, gdy próbuję przypomnieć sobie odcinki
„Pegaza”, to co ciekawe, dużo łatwiej jest mi odnaleźć w pamięci atmosferę z
tych bardziej odległych odcinków, niż z tych ostatnich emisji. Cofanie się w
czasie może być nawet przyjemne, ale pod warunkiem, że nie trwa zbyt długo i
jest raczej krótką wizytą, a nie stanem trwałym. Dlatego z drugiej strony,
pojawia się we mnie jednak wątpliwość, czy aby na pewno stare telewizyjne hity
w nowych aranżacjach zabrzmią teraz faktycznie przebojowo? Być może, że
odwoływanie się do dawnych wzorców jest całkiem dobrą receptą na podnoszenie
jakości programów popularnych w telewizji publicznej dzisiaj. Ale czy takie wskrzeszanie
tytułów nie jest trochę sentymentalną teleportacją do czasu jednak dużo bardziej
przeszłego, niż ten, w którym zeszły one z anteny? Zastanawiam się, czy nie
lepiej by było, gdyby te programy, odwołujące się do klasyków, w nowych
formułach przyjęły jednak i nowe tytuły, zupełnie nowe, a nie dodające kolejną
cyfrę do starej nazwy. Wszelkie numerowane kontynuacje, wiem, że lubiane i
bardzo popularne, bo szybko kojarzone i zgodne z duchem Mamonia, to jednak
budzą mój sceptycyzm, bo rzadko dościgają do pierwowzoru, który już znamy i za
którym właśnie tęsknimy.
Jako pierwszy
ze wspomnianych programów wystartuje „Pegaz”, o tym jaki będzie ten stary, ale nowy,
dowiemy się już niedługo. Czy będzie lotny, czy zalotny, oby
tylko nie był ulotny.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 09.02.2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz