poniedziałek, 8 lutego 2016

Kulturze zabrać jest najłatwiej


Poprawka, to chyba najbardziej elektryzujące, nie tylko polityków, słowo końca ubiegłego tygodnia. Szczególną popularność zdobyła ta, która zamierzała „zabrać” 20 milionów kulturze i dać edukacji. Edukacji, a właściwie bardzo konkretnej szkole wyższej z naszego miasta. Przy całym medialnym zamieszaniu wokół tej poprawki i mocnym poruszeniu, głosy sprzeciwu i oburzenia koncentrowały się głównie wokół kwestii zasadności przyznania, potencjalnej dotacji toruńskiej uczelni, drugorzędną kwestią było to, z jakich środków przyznana zostanie. Szczerze mówiąc, kompletnie nie zdziwiło mnie to, że poszukiwanie środków dla rzeczonej szkoły zaczęto w kasie na kulturę. Brak mojego zdziwienia nie bierze się wcale z tego, że w pełnej nazwie tejże uczelni jest słowo „kultura”, zatem może niektórych jednoznacznie naprowadzić na nazwę ministerstwa, w którym środki na nią należy znaleźć, nie, zupełnie nie dlatego. Zwyczajnie, z moich obserwacji wynika, że poszukiwanie środków, gdy trzeba je zaoszczędzić, bo się coś buduje lub przesunąć, bo się komuś coś obiecało, zwykle zaczyna się od departamentu kultury. I kompletnie nie ma znaczenia to, na jaki cel się tych szuka środków. W kampanii oczywiście żaden poważny polityk nigdy nie powie, że jak będzie nam brakować, to będziemy obcinać w kulturze, wręcz przeciwnie, w tym obszarze trzeba dodać, dowartościować, zagwarantować. Wyłączam, rzecz jasna radykałów, który uważają, że kultura powinna sama na siebie zarabiać, bo ci o niej mają znikome pojęcie, ale na szczęście mówią o tym otwarcie.
Wracając jeszcze do owych 20 milionów, połowa miała pochodzić ze środków przeznaczonych na teatry. Tak na marginesie, 10 milionów, to w przybliżeniu roczny budżet dwóch teatrów w mieście, takim jak nasze. Ciekawe, że propozycja niedoszłych cięć, pojawia się wtedy, gdy właśnie skończyliśmy świętować 250-lecie teatru publicznego. Przez cały ubiegły rok poza akcjami popularyzatorskimi, spektaklami, przetoczyły się dyskusje o roli kulturotwórczej, edukacyjnej teatru, o jego finansowaniu. Być może tego faktu politycy nie zdołali jednak odnotować, zamiast tego swoją uwagę skupili na pikantnej prowokacji teatralnej, w której sidła wpadł minister kultury w pierwszych dniach urzędowania. Ten projekt „zabrania” teatrom, jako pierwszym, wydaje mi się być nieco symboliczny i dobitnie pokazuje, myślenie polityków o kulturze, szczególnie, gdy swoją wiedzę o niej, czerpią z serwisów informacyjnych. Potwierdził to swoją wypowiedzią poseł z naszego regionu, sugerując, że takie budżetowe przesunięcie środków uchroniło by nas przed nieomal deprawacją  i teatralnym bezeceństwem.
Kulturze zabrać jest najłatwiej, każda władza, wyższego i niższego szczebla, prędzej, czy później tą łatwość sprawdza, najczęściej argumentując swoje posunięcia bardzo racjonalnie, bo drogi, mosty, szpitale, z tym przecież trudno dyskutować. Konsekwencje tych posunięć wydają się być prawie zupełnie niezauważalne, bo zawsze się znajdzie coś zamiast i prawie tak samo, jak miało być, ale o połowę tańsze. A to, że kilka osób zobaczy w tym erzac, wydmuszkę i nic, jakie to ma znaczenie, za kilka lat nikt już nie będzie tego pamiętał. Rzeczywiście, bo nie będzie czego pamiętać.
 
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 02.02.2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz