Jeszcze nie tak dawno Jurek Owsiak
był osobą, która w rankingach zaufania społecznego dystansowała znacznie polityków,
wynosząc go na szczyty takich sondaży. Był dla większej części naszych rodaków
tym, któremu można spokojnie powierzyć pieniądze i to niemałe, klucze do domu,
czy nawet kota. To zaufanie nie było kredytem danym na podstawie wypowiadanych
zgrabnie słów z obietnicami w tle, było kapitałem zbudowanym na działaniu,
bardzo konkretnym i skutecznym działaniu. Jeszcze nie tak dawno tej
styczniowej niedzieli, podczas finału WOŚP, można było zobaczyć na jednej
scenie polityków wszystkich opcji, byli tam razem, każdy z czerwonym
serduszkiem na piersi. Nikomu by wtedy do głowy nie przyszło, że może nadejść
taki czas, że będzie się straszyć ludzi zwolnieniem z pracy za pomoc
Orkiestrze. Powolny i systematyczny proces obniżania wiarygodności Owsiaka
zaczął się chyba właśnie wtedy, gdy w rankingach zaufania był liderem. Co wcale
nie znaczy, że wcześniej nie było osób sceptycznie patrzących na jego osobę,
nikt jednak nie deprecjonował samej Orkiestry. Pamiętam, że podczas
organizowania toruńskich finałów WOŚP, zdarzało się kilka razy, że musiałam
wysłuchać niekoniecznie przychylne uwagi na temat Jurka Owsiaka, ale te same
osoby chętnie wspierały akcję i pracę naszego sztabu. WOŚP od początku łączył
ludzi w pomaganiu ponad poglądami, bez względu na osobiste sympatie, dawał
szansę każdemu chętnemu na dorzucenie swojej małej cząstki, na rzecz
potrzebujących. A że robi to, tak widowiskowo, to można tylko się cieszyć, bo
to również fantastyczna reklama idei działania non profit na rzecz innych. Znam
wiele osób, które zaczynały swoją przygodę z wolontariatem właśnie w
Orkiestrze, a teraz działają dalej w innych organizacjach.
Dlatego pewnie tak bardzo mierzi
mnie porównywanie WOŚP z inną akcją charytatywną i licytacja, kto robi więcej i
lepiej, i komu zatem bardziej należy się wsparcie, pomoc służb mundurowych,
czas antenowy i tak dalej. Ta retoryka, obliczona jest naturalnie na
dyskredytowanie WOŚP, ale mam wrażenie, że czyni więcej złego, niż dobrego
każdej z inicjatyw. Budowanie antagonizującego przekazu, używając do tego akcji
charytatywnych, budzi moje wątpliwości i w dobre intencje nie wierzę. Od razu
nasuwa mi się pytanie, czy ci, którzy aktywnie nakręcają spiralę nagonki na
działania Orkiestry, faktycznie angażują się w inne akcje dobroczynne?
Powątpiewam. Ustanawianie jedynego sprawiedliwego i prawego, tego, kto ma
większe prawo do pochylania się nad potrzebującym, jest co najmniej
niedorzeczne i szkodliwe społecznie w dłuższej perspektywie. Do pomagania
drugiemu człowiekowi jest powołany każdy z nas, ale i do każdego z nas, z
osobna należy wybór, po pierwsze, czy w ogóle otworzy się na drugiego
człowieka, a potem w jaki sposób i na jaką skalę to zrobi.
Martwi mnie zatem to, że w tym roku
sporo osób będzie grało w Orkiestrze protestując przeciw nagonce na nią, będzie
za, a nawet przeciw. Na portalach społecznościowym krążą już hasła, by dać na
WOŚP w tym roku dwa razy więcej w ramach sprzeciwu. Ja zaś nawołuję szczerze,
dajmy tyle, ile chcemy i możemy. Bądźmy za, po prostu, za każdą akcją
charytatywną.Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 5.01.2016
Jestem ZA, nie dlatego że jestem przeciw, tylko dlatego że od lat jestem przekonana o słuszności i efektach tej SPRAWY - widziałam na własne oczy w wielu miejscach skutki tej akcji i mam nadzieję że nadal mamy szansę na łączenie zamiast podziałów...
OdpowiedzUsuń