„Skaza”, najnowsza powieść kryminalna
Roberta Małeckiego, od kilkunastu dni króluje w księgarniach. Autor akcję nowej
serii, tym razem o komisarzu Bernardzie Grossie, osadził w pobliskiej Chełmży, choć
akcentów toruńskich w książce nie brakuje. Co Małeckiego skłoniło, żeby tam
przenieść akcję powieści? Kameralność i specyficzna aura, która unosi się nad
miasteczkiem? Niewykluczone. Już producenci serialu „Belfer” pokazali, że
Chełmża ma potencjał na kryminalną scenerię z tajemnicą w tle. Tyle że tam
udawała ona miejscowość na Mazurach, a u Małeckiego nie ma żadnego udawania. W
„Skazie” realnie poruszamy się ulicami Chełmży od jednego jej krańca po drugi.
Mimo że opowieść sączy się pozornie
niespiesznie, to jednak płynie strumieniem, którego nurtowi nie sposób się oprzeć.
Ze sceny na scenę coraz bardziej wnikamy w chełmżyńską rzeczywistość i historię
dwóch mężczyzn zamarzniętych na jeziorze. Nie ma żadnych powiązań między
nastolatkiem a bezdomnym, śladów działania osób trzecich też nie ma, sprawa
wydaje się jednoznaczna, nieszczęśliwe wypadki. Komisarz Gross nie wierzy w
taki przypadek. Narracja doskonale oddaje klimat sennego miasteczka, z którego
każdy, gdy tylko może, ucieka do pobliskiego Torunia lub dalej. Miasteczka, w
którym pozornie nic wyjątkowego się nie wydarza, a już z pewnością nie zbrodnia.
Jednak pod powierzchnią i za zamkniętymi drzwiami rozgrywają się namiętności, rozczarowania,
zdrady oraz zemsta. Jednocześnie nikt nic nie wie, nie słyszał, nie widział.
Pozornie. I słowo „pozornie” trafnie określa świat, który Małecki nienachalnie
a celnie opisuje. Stosunki panujące w małej społeczności, ambicje i zależności,
aspiracje i ograniczenia. Autor, podobnie jak w poprzedniej serii o Marku
Benerze, fikcję nie dość, że osadza w rzeczywistym miejscu, to jeszcze zgrabnie
zaplata z realnymi wydarzeniami, co sprawia, że ulegamy złudzeniu, że cała ta
historia, jeśli nawet nie wydarzyła się, to z dużym prawdopodobieństwem mogła. Śledztwo
Grossa na chwilę przyćmiewa poszukiwanie właściciela, który prawdziwie zimą
tego roku skatował czteromiesięcznego psa. Sytuacja ta widziana chłodnymi oczyma
policjantów odsłania kulisy manipulacji emocjami i zatracanie skali wydarzenia,
pogoń za sensacją niczym igrzyska, w oderwaniu od autentycznych problemów. Zresztą
akcentów obrazujących kondycję naszego społeczeństwa jest więcej i to też
stanowi o wartości tego kryminału.
„Skaza” Roberta Małeckiego w niespełna
trzy tygodnie od premiery wskoczyła na szczyty wszelkich rankingów, zarówno
czytelniczych, jak i sprzedażowych. Kalendarz spotkań autorskich też się powoli zapełnia. Myślę, że już możemy zacząć przyzwyczajać
się do faktu, że mamy w Toruniu autora bestsellerów, który niejednym jeszcze
zaskoczy, bo przecież „Skaza” to dopiero początek nowej serii.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 18.09.2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz