Tak słabej edycji Jarmarku
Katarzyńskiego jeszcze nie było. Gdyby nie starocie pod Łukiem Cezara trudno by
to nawet nazwać jarmarkiem, co najwyżej mizernym bazarkiem w cieniu lip.
Wydawało się, że kryzys, który toczył tę imprezę, udało się przełamać,
zapraszając w poprzednich latach właśnie starocie. Wydawało się, że teraz
będzie już tylko lepiej, klientów będzie przybywać, zadowoleni handlowcy
puszczą wici w świat, że na Katarzyński warto przyjeżdżać. Ostatnie dni
pokazały, że były to płonne nadzieje, wahadło poszło w kierunku gorzej, dużo
gorzej. Starej porcelany, biżuterii, bibelotów i monet może i było całkiem
sporo, ale na tym koniec. Jedenaście straganów na Rynku Staromiejskim i
dwanaście na Różanej z asortymentem, którego nawet nie ma co komentować.
Oczywiście już poszła plotka wśród wystawców o przeniesieniu jarmarku na Rynek
Nowomiejski. Reakcja była stanowcza – tam nie przyjedziemy - usłyszałam od
panów handlujących starociami, bo dobrych skojarzeń nie mają. Bez korekt w
formule tej imprezy, nie ma co liczyć, że samo coś się zmieni, to jest już
chyba jasne. Jednak czy faktycznym problemem jest aktualna lokalizacja? Nie
sądzę. Katarzyński na Rynku Nowomiejskim już gościł kilka lat temu i ówczesne
przenosiny przyczyniły się tylko do powolnego odpływu wystawców i regresu. Może
zatem myśląc o przyszłej edycji, organizatorzy powinni zacząć od pytania,
dlaczego wystawcy omijają ten jarmark, a chętnie przyjeżdżają na inne kiermasze
w mieście? Jeśli w plotce o potencjalnych przenosinach Rynek Nowomiejski jest
ziarno prawdy i kryje się za tym pomysłem magiczne myślenie, że skoro Pchli
Targ okazał się sukcesem, skoro inne okazjonalne bazarki cieszą się tam sporym
zainteresowaniem, to i Katarzyński być może też zyska. Przestrzegam jednak, że
owa magia w tym ostatnim wypadku może nie zadziałać. Bo jeśli nie wiadomo o co
chodzi, to najczęściej wiadomo o co chodzi. Tu jest podobnie. Dlatego, zamiast
szukać problemu w lokalizacji, warto przyjrzeć się kosztom. Nie potencjalnym,
które impreza może przynieść, ale tym, które ponosi wystawca podczas
dwutygodniowego pobytu i nie chodzi o opłatę za stragan. Niewykluczone, że tam
kryje się jeden z problemów tej imprezy. Może trzeba przeanalizować wariant ze
skróconym w czasie, ale znacznie poszerzonym o liczbę wystawców jarmarkiem.
Tygodniowym, czy choćby weekendowym. Po takim liftingu to i dla Jarmarku
Katarzyńskiego Rynek Nowomiejski może okazać się łaskawy.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 26.06.2018