środa, 12 kwietnia 2017

Muzeum II Wojny Światowej to nie tylko pamięć, ale i szczepionka antywojenna


W dniu, w którym otwierano Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, toruński Urząd Miasta ogłosił przetarg na przygotowanie dokumentacji projektowej dla Fortu Jakuba z przeznaczeniem na Centrum Historyczne im. Gen. Elżbiety Zawackiej. Zbieżność dat jest naturalnie, ledwo dostrzegalnym przypadkiem. Czytając wstępne założenia przyszłego muzeum nazwanego w scenariuszu „Bazą »Zo«” można sobie już dziś wyobrazić, że za jakiś czas będziemy mieli w Toruniu imponującą placówkę wykorzystującą wszelkie nowoczesne techniki do prezentacji zmagań niepodległościowych Polaków. Osią opowieści tam będzie życiorys gen. Zawackiej na tle historii minionego wieku. Czy dorówna poziomem do Muzeum II Wojny Światowej? Z pewnością może stanowić uzupełnienie historii opowiadanej w gdańskim muzeum, gdzie gen. Zawacka jest wspomniana, jak wiele innych, heroicznych kobiet czasów wojny. Ale czy równie mocno ekspozycje będą docierać do wyobraźni i emocji widzów, tak że potrząsną, wzruszą i  wywołają refleksję?

Wystawa w gdańskim muzeum nie pozostawia żadnego zwiedzającego obojętnym. Może to przez rozmach i różnorodność prezentacji. Poczynając od gablot z pamiątkami, czasem bardzo egotycznymi, jak suknia ślubna ze spadochronu, przez stanowiska multimedialne z fotografiami, filmami, wspomnieniami świadków, aż do aranżacji przestrzeni. Przyjemne wrażenie robi spacer po przedwojennej polskiej ulicy, ze sklepami i kinem Wenus, w którym Loda Niemirzanka śpiewa „Ada, to nie wypada”. Jednak kiedy wracamy na tę samą ulicę po wojnie, spaloną z radzieckim czołgiem, to przygnębienie wbija w posadzkę, że trudno iść dalej. Wystawa opowiada o wojnie prowadząc nas przez podziemny labirynt, rozwijając kolejne wątki niekończącego się dramatu i pączkującego zła, które rozlewa się, nie oszczędzając nikogo. Ludność cywilna głód i strach czuje podobnie, czy to w Leningradzie, Warszawie, czy Dreźnie. Wojna to piekło, a nie kuźnia bohaterów. W ostatniej sali tuż przed wyjściem stajemy przed murem berlińskim, symboliczną żelazną kurtyną, pokłosiem wojny. Nad nim wisi ekran, na którym oglądamy w skrócie historię po obu stronach muru. W pewnym momencie obrazy zrównują się. Ale tu nie ma happy endu, bo to nie jest koniec. Następne ujęcia pokazują obrazy z wojen, które znamy z serwisów informacyjnych. Zdjęcia przerażonych dzieci z Aleppo mówią nam, że wojna to nie pojęcie minione i przeszłe zamknięte tylko w muzealnych gablotach, ale toczy się ciągle, jest gdzieś obok.
Zatem może potrzebne nam są muzea opowiadające o czasach wojny, nie tylko, by pielęgnować pamięć, ale przede wszystkim, by stanowiły swoistą szczepionkę przeciwko wojnie.

Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej"  11.04.2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz