Stało się, od kilku dni możemy na
Facebooku, nie tylko „lajkować”, ale i na pięć nowych sposobów ustosunkowywać
się do wpisów tam publikowanych. Użytkownicy od dawna żądali możliwości
wciśnięcia czegoś, co będzie przeciwnością słynnego podniesionego kciuka,
wyrażającego początkowo głównie aprobatę, czy też sympatię, z czasem jednak
pomieszczającego w sobie wiele więcej emocji. W zapowiedziach, które krążyły
już od kilku miesięcy, że twórcy portalu zamierzają poszerzyć gamę przycisków
do wyrażania emocji, nie pojawiał się jednak przycisk „nie lubię!”. Dlaczego?
Podobno przy tworzeniu brano pod uwagę najczęstsze reakcje użytkowników. Patrząc
na nowe emotikony, można by wnioskować, że częściej wyrażamy pozytywne emocje,
niż negatywne. Poza niebieskim kciukiem, mamy serduszko z „super”, uśmiech z
„ha ha”, zdziwienie-zachwyt z „wow”. Pojawił się też smutek, potrzebny do
oznaczania przykrych informacji. A na końcu jest ta emotikonka, która miała
wyrazić naszą dezaprobatę, zamiast „nie lubię!”, mamy „złość”, w polskiej
wersji nazwana „wrrr”. W sumie szkoda, że nie „żółć”, mieści w sobie całkiem szeroki
wachlarz synonimów negatywnych emocji, a według jednej z powieściowych postaci
Zygmunta Miłoszewskiego, jest najbardziej polskim słowem, nie tylko za skrywany
potencjał znaczeń, jaki za sobą niesie, ale i zbitkę znaków charakterystycznych
dla naszego języka. Mamy zatem od kilku dni owo „wrrr”, które jest dla mnie
czymś więcej niż tylko złością, to żółć w zwierzęcym wydaniu. Owo odzwierzęce
warczenie, jest trochę jak preludium do ataku, sygnał, pokazuję zęby, ale mogę
zaraz ugryźć. To coś dużo bardziej zaczepnego, niż wzburzone zawołanie, wkurza
mnie to. Z pewnością emotikonka z warczeniem, nie odzwierciedla wyobrażenia, o
tym, że coś się komuś zwyczajnie nie podoba, tak bez złości. Wielu już wróży
temu przyciskowi zawrotną karierę. A ja myślę sobie, że nadal nie ma jak
powiedzieć komuś bez słów, nie podoba mi się co mówisz, ale wcale nie zamierzam
cię zagryźć za to, że pleciesz głupoty.
W tym kontekście pomyślałam sobie
o toruńskim senatorze, który w ubiegłym tygodniu dość ostro skomentował
nieustawanie prezydenta Bydgoszczy w dążeniu do uniwersyteckiego podziału.
Wypowiedź miała być, zapewne, zabawnym bon motem, który cytowany idzie dalej w
świat, ale okazała się bardziej ciężkostrawnym, koszarowym żartem, trochę
jednak niestosownym, nawet jak na portal społecznościowy, gdzie niby można
więcej. Być może senator chciał skorzystać z doświadczenia innych polityków, a
to pokazuje, że wyrazisty komentarz podnosi popularność osoby, ale czy
faktycznie podnosi jej znaczenie? Szczególnie, że usta senatora niosą w tym
wypadku, nie tylko jego prywatną opinię, ale i poniekąd naszą, mieszkańców
Torunia. I wcale nie chodzi mi tu o poprawność polityczną, za którą mogą kryć się
resztki złudzeń, na jakąś formę porozumienia i zgodnego współdziałania, nie.
Chodzi mi o zwyczajną kulturę osobistą i nie warczenie na sąsiada, nawet, gdy
nie lubimy, tego co robi.
Pod takimi wypowiedziami chciałabym móc wcisnąć zwyczajne „nie
lubię!”, co w tym wypadku, byłoby rozszerzeniem, o „wstyd mi”. Z racji, że mam
do wyboru przycisk z warczeniem, pozostaje mi tylko milczenie.
Felieton ukazał się w "Gazecie Pomorskiej" 01.03.2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz